Tak można nazwać nadchodzący mecz 4 rundy eliminacyjnej Ligi Europy pomiędzy FH a belgijskim KRC Genk. Islandczycy pojutrze (czwartek, 22 sierpnia) podejmą w Hafnarfjörður na Kapalariki silną ekipę, która w zeszłym roku występowała w fazie grupowej tychże rozgrywek i na swojej drodze nie zdołała wyeliminować VfB Stuttgart w 1/8 finału. Racing Genk w rozgrywkach ligowych wygrał do tej pory dwa na trzy mecze. Jedyną porażkę zaliczył z Standard de Liège. 3-krotny Mistrz Belgii leci na Islandię po zwycięstwo i nie widzi innej opcji, niż gra w fazie grupowej. Islandczycy nie zamierzają się jednak tak łatwo poddać i jak pokazały poprzednie mecze w eliminacjach do Ligi Mistrzów – FH będzie walczyło na boisku o korzystny wynik wszelkimi możliwymi sposobami. Ciekawostką jest, że sędziować pierwszy dwumecz w Hafnarfjörður będzie polska ekipa – Paweł Gil oraz jego asystenci (Piotr Sadczuk, Marcin Borkowski i Robert Małek jako techniczny). Zagrać będzie mógł w końcu pomocnik Davíð Þór Viðarsson – czyli znaczące wzmocnienie sprzed dwóch tygodni, kiedy sfinalizowano ten głośny transfer. Dla FH udział w tej rundzie rozgrywek Ligi Europy to spore osiągnięcie i duży zaszczyt. Pierwszy raz w historii islandzka drużyna zaszła tak daleko w europejskich pucharach. Gra w międzynarodowych rozgrywkach pod koniec sierpnia jest więc na wyspie czymś nowym. Nie trzeba się domyślać, jak wielkim przeżyciem byłoby uczestnictwo w fazie grupowej Ligi Europy. Jesienno-zimowe mecze w europejskich pucharach byłyby sporą egzotyką na Islandii. Problemem okazałoby się z pewnością przygotowanie fizyczne zawodników, gdyż sezon ligowy kończy się już pod koniec września. Póki co są to jedynie odległe marzenia. Czy FH okaże się teoretycznie słabszym, który pokonał faworyta potyczki – dowiemy się już wkrótce. Dla Islandczyków ważne jest, aby zakończyć pierwszy mecz z „zerem z tyłu”. Każda stracona bramka utrudnia to i tak ciężkie zadanie.