W tym roku dziewiętnaście osób szukało pomocy na oddziale ratunkowym dla ofiar przemocy seksualnej z powodu gwałtu zbiorowego. W 2020 roku zgłosiło się trzynaście osób, a w 2019 roku sześć – informuje o tym dzisiejsze wydanie dziennika Fréttablaðið.
Według Hrönn Stefánsdóttir, pielęgniarki i kierowniczki na oddziale ratunkowym, jest to przerażający rozwój sytuacji. Podaje przykład innych osób stojących z boku i obserwujących przemoc.
Do tej pory w tym roku na izbę przyjęć trafiło 131 osób, w porównaniu do 130 w zeszłym roku. Na policję zgłoszono jednak tylko 43 przypadki.
Według Hrönn związek między ofiarą a sprawcą jest jedną z przeszkód, żeby sprawa zakończyła się na policji. Zdarzeń, w których przestępstwa seksualne popełnili przyjaciele lub znajomi było w zeszłym roku 61, w porównaniu do 49 w 2019 roku.
„W społeczeństwie często pyta się, dlaczego ludzie nie zgłaszają przypadków ani nie idą „właściwą drogą”; ona jest po prostu bardzo trudna. Mimo złożenia skargi, tylko 12 do 20% trafia na dalszy proces; „Sprawy są odrzucane, mimo że ludzie obrali wszystkie właściwe ścieżki”, mówi Hrönn.