1 czerwca 2024 roku odbędą się w Islandii wybory prezydenckie. Dotychczasowy prezydent, Guðni Th. Jóhannesson, obejmował ten urząd przez dwie kadencje, jednak mimo bardzo dużego poparcia, oświadczył, że w kolejnych wyborach nie będzie już kandydował.
Listę obecnych kandydatów można zobaczyć TU.
Jedną z osób, która znalazła się na tej liście, jest Agnieszka Sokołowska.
Iceland News Polska: Agnieszko, mieszkasz już w Islandii lat…
Agnieszka Sokołowska: …siedemnaście, od maja 2007 roku.
INP: To kawał czasu. Czy czujesz, że jesteś zintegrowana w islandzkiej społeczności?
AS: Widzę że zaczynasz od trudnych pytań.
Zależy to chyba od tego, jak zdefiniujemy integrację. Jeśli z punktu widzenia znajomości języka, kultury, historii i zwyczajów i ogólnego upodobnienia się do tzw. „lokalsów”, to tak, jak najbardziej.
Jeśli pytasz o to, czy jestem w stanie w pełni uczestniczyć w życiu społecznym i politycznym kraju, w którym mieszkam, to niestety nie. Na pewno nie na równi z rodowitymi mieszkańcami Islandii.
Jest to bez wątpienia jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałam się kandydować.
INP: Czy znasz rodowitych Islandczyków, którzy chcieliby mieć prezydenta obcego pochodzenia?
AS: Tak, aczkolwiek można ich policzyć na palcach jednej ręki. Większość nadal tkwi w iluzji, że zmiany struktury społecznej tak naprawdę nie nastąpiły, że ich życie nie jest i nie będzie w żaden realny sposób zmienione przez napływ imigrantów, i że tych przeszło 70 tysięcy ludzi pozostanie niewidzialnych i niesłyszalnych, a przede wszystkim nieświadomych swoich praw.
Uznałam, że czas na pobudkę, niezależnie od tego, ile hejtu się na mnie wyleje za wybór tej konkretnej formy pobudki.
INP: A jak rodacy reagują na Twoje starania o zebranie poparcia, aby móc kandydować na urząd prezydenta Islandii?
AS: Bardzo różnie. Część wyraża poparcie i kibicuje mi w wyborczej walce, inni wydają się uważać, że przekraczam jakieś niepisane ramy zachowania akceptowalnego dla imigrantki. Nie spodziewałam się zresztą niczego innego, islandzka Polonia jest bardzo podzielona światopoglądowo i to, co jednym odpowiada lub imponuje, innych oburza. Jedyne, na co mam nadzieję, to, że niezależnie od opinii na temat mojej kandydatury, Polacy mający również islandzkie obywatelstwo zdecydują się oddać swój głos w nadchodzących wyborach prezydenckich. Niewidzialność i bierność mniejszości nie służy ani członkom wspomnianych mniejszości, ani społeczeństwu w ogóle.
INP: Jest jeszcze trzecia grupa mieszkańców Islandii – imigranci niepolskiego pochodzenia – czy rozmawiasz z nimi na temat prezydentury?
AS: Zdecydowanie tak, i jest to grupa wyrażająca największy entuzjazm w związku z faktem, że na politycznej mapie Islandii pojawiła się wreszcie kandydatka obcego pochodzenia. O imieniu równie niewikińskim jak ich własne i równie silnym obcym akcencie, gdy mówi po islandzku.
INP: Aby wystartować w wyborach prezydenckich, na pewno musiałaś przygotować program. Przedstawisz nam jego główne punkty?
AS: W przeciwieństwie do zadziwiająco licznej grupy mieszkańców Islandii jestem świadoma faktu, że urząd prezydenta demokratycznego kraju jest funkcją polityczną, a nie jedynie reprezentacyjną. W rękach prezydenta leżą regulowane konstytucją narzędzia prawne, których może użyć w obronie interesów państwowych i społecznych w sytuacji, gdy parlament lub rząd wyraźnie działają na szkodę społeczeństwa. A w Islandii działania takie są niestety niepokojąco powszechne.
W związku z tym, głównym hasłem mojej kampanii jest obietnica niestrudzonej pracy na rzecz zmniejszenia nierówności społecznych, przede wszystkim poprzez wdrożenie w życie nowej konstytucji z 2012 roku, którą islandzkie społeczeństwo poparło w narodowym referendum, ale żadna z kolejnych większości parlamentarnych nie zdecydowała się wdrożyć.
Konstytucja z 2012 roku zawiera zapisy gwarantujące zmiany w dystrybucji dochodów z eksploatacji surowców naturalnych – obecnie lwia część tychże dochodów, liczona w miliardach koron rocznie, spływa do kieszeni nielicznych jednostek, zamiast do budżetu państwa. Ponadto konstytucja ta gwarantuje transparentność informacji publicznych i stwarza narzędzia do walki z rozpowszechnioną tu korupcją i nepotyzmem.
Jako prezydent Islandii będę z całych sił dążyć do skłonienia parlamentu, niezależnie od jego składu, do uszanowania woli narodu islandzkiego – 12 lat ignorowania tejże woli to już i tak o 12 lat za długo.
INP: Gdzie nasi czytelnicy mogliby zapoznać się z tą konstytucją?
AS: Wiele użytecznych informacji na jej temat znaleźć można na stronie nystjornarskra.is. Znajduje się tam między innymi link do pełnego tekstu nowej konstytucji.
INP: Mając takie, a nie inne doświadczenia dotyczące współistnienia osób wielu narodowości na niewielkiej wyspie, co chciałabyś zrobić na rzecz integracji ludzi?
AS: Chcę działać na rzecz integracji imigrantów i rodowitych Islandczyków, ze szczególnym naciskiem na uświadamianie różnicy między asymilacją a rzeczywistą integracją, i że wysiłek w kierunku budowy społeczeństwa dobrobytu wolnego od nienawiści musi być obustronny. Chcę walczyć z szeroko rozumianą nietolerancją – nie tylko z ksenofobią i rasizmem, ale też z uprzedzeniami na tle tożsamości płciowej, wyznania, niepełnosprawności itd.
INP: Czyli jaka to by była prezydentura?
AS: Nie będę prezydentem-maskotką, wykorzystam wszelkie dostępne urzędowi prezydenta środki w walce o zmniejszenie nierówności społecznych i dbanie o dobro społeczeństwa, a zwłaszcza grup najmniej uprzywilejowanych. Nie dam się zakneblować powszechnemu na Islandii nepotyzmowi, a fakt, że nie mam powiązań rodzinnych czy „szkolnych” z połową populacji jest moją przewagą, nie słabością.
Nie można mnie kupić, nie można mnie zastraszyć, nie można mnie zniechęcić, bo nie mam nic do stracenia, a wszystko do zyskania. I nie mam tu na myśli władzy czy pieniędzy, tylko lepszą przyszłość dla moich dzieci oraz dla wszystkich innych, zamieszkujących ten „mały kraj pośrodku niczego”, których imię i nazwisko rani uszy rdzennych mieszkańców i których akcentu nie tolerują.
INP: Na zakończenie, jakie jest Twoje przesłanie do wyborców?
AS: Przybyliśmy, jesteśmy, będziemy, czas nauczyć się żyć ze sobą, a nie obok siebie.