W sali koncertowej i centrum konferencyjnym Harpa, w dniach 13 – 15 października odbywała się międzynarodowa konferencja Arctic Circle. Mowę powitalną na zgromadzeniu organizacji Arctic Circle wygłosił prezydent Islandii, Guðni Th. Jóhannesson. Stwierdził w nim, że mimo, iż Islandia jest mała, nadal może odgrywać ogromną rolę w sprawach związanych z regionem Arktyki.
Przez cały weekend w Harpie odbywały się seminaria, wykłady, dyskusje prowadzone przez przedstawicieli instytucji zaangażowanych w Arctic Circle, podczas których zajmowano się problemami dalekiej północy. Omawiane były tak ważne tematy jak zmiany klimatu, zrównoważone wykorzystanie zasobów oraz współpraca międzynarodowa w celu ochrony Arktyki.
„Będziemy słuchać, rozmawiać i uczyć się. Wiedza jest podstawą postępu, ignorancja – prostą drogą do stagnacji, a dialog to klucz do pokoju i stabilności. Musimy utrzymać i umacniać nasz szacunek do badań i metod naukowych, szacunek dla fachowej wiedzy i niczym nieskrępowanej wymiany myśli, informacji i założeń” – powiedział prezydent w przemówieniu.
Mówił również, że w dawnych czasach daleka północ była dla Islandczyków mistyczną krainą, znaną jako zamarznięte morze, która była domem olbrzymów, trolli i innych niesamowitych istot.
W islandzkich sagach, naszym wyjątkowym wkładzie w dorobek światowej literatury, znajdujemy również opowieści o dalekich podróżach, handlu i bitwach toczonych w krainach na wschód od Skandynawii, jak również o spotkaniach z mieszkańcami ziem, które dziś znamy jako Grenlandię, Kanadę i Stany Zjednoczone. Czy można dać wiarę tym historiom? Otóż tak. Ruiny nordyckich osad w Nowej Fundlandii dowodzą, że podróżnicy ze Skandynawii dotarli tam tysiące lat temu, a w pobliżu Morza Czarnego możemy przeczytać graffiti zrobione niegdyś przez Wikinga, o treści „te runy wyrzeźbił Halvdan”. Możemy wywnioskować, że niejaki Halvdan przywiózł ze sobą z północy futra i kły morsów. A jeśli mowa o morsach, naszych sagach i dalekiej północy, to jednym z najbardziej wpływowych osadników na Islandii był Geirmundur Heljarskinn. Przybył z najbardziej wysuniętego na północ rejonu Norwegii. Prawdopodobnie wyglądał jak Innuita, a przez niektórych był nazywany Czarnym Wikingiem.
Geirmundur zbił majątek na handlu sznurami ze skóry morsów, ich kłami, puchem edredonowym i tranem. Jego historia jest fascynująca, tak fascynująca, że wytwórnia Paramount Pictures ma zamiar wyprodukować serial telewizyjny na jego temat. To wspaniała opowieść, ale jakie płynie z niej przesłanie dla organizacji Arctic Circle? Po pierwsze, w przeszłości daleka północ była dla nas obca. Jej mieszkańcy byli obcymi w oczach swoich skandynawskich sąsiadów. Autorzy naszych średniowiecznych opowieści, nie mówili w nich za wiele o Geimundurze. On zwyczajnie nie pasował do wizerunku, który chcieli stworzyć. Dzisiaj natomiast rodzimi mieszkańcy Arktyki nie muszą i nie powinni być dłużej postrzegani jako obcy. W erze postępującej globalizacji i współzależności nikt nie jest obcy.
Po drugie, opowieść o Geimundurze to historia o nadmiernej eksploatacji. Posyłał on swoją drużynę niewolników z miejsca na miejsce, aż w końcu populacja morsów się wyczerpała. W naszych czasach ta historia może posłużyć jako ostrzeżenie. Tak, powinniśmy szukać sposobów na wykorzystanie zasobów naturalnych, ale kluczowe jest robienie tego zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, a długoterminowe interesy rodzimych populacji powinny być kwestią nadrzędną.
„Ktoś mi kiedyś powiedział, że prawdziwe problemy zaczynają się wtedy, gdy inni ludzie zaczynają się interesować naszym domem. Drodzy przyjaciele, zachowajmy tę przestrogę w pamięci, gdy będziemy poszukiwać świetlanej przyszłości dla Arktyki. Bądźmy odważni i ambitni, ale zarazem ostrożni i pokorni. Pokorni w obliczu natury, którą musimy zachować i chronić, ostrożni, ponieważ nasze działania mogą mieć nieodwracalne konsekwencje”.
Grupa GMT/Krzysztof Grabowski