Wczoraj wieczorem, lokatorzy wynajmujący pokoje w budynku nieposiadającym wymaganych pozwoleń na zamieszkanie, zostali zaskoczeni przez straż pożarną i pracowników Czerwonego Krzyża którzy przyszli przeprowadzić eksmisję mieszkańców. Budynek stoi przy ulicy Nýbýlavegur 4, w Kópavogur i wcześniej znajdował się w nim salon Toyoty.
Wewnątrz budynku znajduje się dziesięć pokoi, które są zamieszkałe. Pomimo wielu ostrzeżeń ze strony straży pożarnej, właściciel nieruchomości nie dokonał niezbędnych zmian aby przystosować lokal do zamieszkania.
Właściciel i straż pożarna doszli wczoraj do porozumienia i na jakiś czas odroczono eksmisję ludzi, którzy mieszkają w tym budynku.
Zgodnie z informacjami podanymi przez Bjarni Kjartanssona, z departamentu bezpieczeństwa straży pożarnej, w budynku brakuje odpowiedniego zabezpieczenia przeciwpożarowego. Właściciel otrzymał wiele upomnień i ostrzeżeń, a postępowanie eksmisyjne przekładano już kilka razy.
– Wydano także ostateczne ostrzeżenie, dlatego konieczne było podjęcie stanowczych kroków – wyjaśnił Bjarni Kjartansson.
– Rozmawiałem w nocy zarówno z najemcami jak i właścicielem nieruchomości i widać, że między nimi jest jakieś nieporozumienie. Jutro mamy spotkać się z właścicielem i mam nadzieję na to, że uda się znaleźć szybkie rozwiązanie dzięki czemu nie będziemy musieli kontynuować dalszej eksmisji.
Zgodnie z informacją podaną przez Kjartanssona, w budynku jest bardzo duże zagrożenie pożarowe, dlatego bardzo ważne jest to aby właściciel zadbał o zabezpieczenia i system przeciwpożarowy.
W czasie akcji wyszło na jaw, że informacje na temat liczby mieszkańców, które miała straż pożarna są niewłaściwe, ponieważ obecnie budynek zamieszkuje znacznie więcej osób. W niektórych pokojach mieszkają także rodziny z dziećmi, pisze mbl.is.
Jak się okazuje wiadomość dotycząca planowanej eksmisji została ogłoszona mieszkańcom tydzień wcześniej.
Jeden z lokatorów 28-letni Polak Adrian Staszczuk, podczas rozmowy z dziennikarzem przyznał, że zapłacił czynsz za grudzień, ponieważ właściciel kazał im się nie martwić i obiecał, że wszystko zostanie załatwione pozytywnie.
Dlatego ludzie byli w szoku kiedy wczoraj w nocy do ich drzwi zapukali przedstawiciele Czerwonego Krzyża i straży pożarnej.
– Ludzie byli niemal sparaliżowani, niektórzy się załamali – mówił Adrian Staszczuk.
Adrian przyznał, że bardzo szybko spakował swoją walizkę, a potem ogłoszono, że jednak wszyscy będą mogli zostać w swoich pokojach na noc.
– Nie wiem co będzie dalej i nie wiem jak długo będziemy mogli tu zostać – dodał.
Pomieszczenia, z których wczoraj w nocy straż pożarna chciała ewakuować mieszkańców są przerobionymi starymi biurami z dostępem do kuchni i łazienek.
Właściciel miał wprowadzić konieczne zmiany w systemie przeciwpożarowym i zamontować czujniki dymu do ubiegłego czwartku, ale tego nie zrobił. Dziś, kiedy dziennikarze mbl.is, odwiedzili mieszkańców lokalu instalowaniem czujników zajmował się pracownik firmy ochroniarskiej Securitas.