Jak mówi jeden z kluczowych inwestorów projektu, zmniejszenie liczby odwiedzających Islandię nie ma żadnego wpływu na budowę nowego pięciogwiazdkowego hotelu obok Harpy w starym porcie w Reykjaviku. Hotel będzie kosztował około 20 miliardów koron i zostanie otwarty w przyszłym roku.
Będzie w nim pracować do 400 osób.
Prace nad pierwszym pięciogwiazdkowym hotelem w Islandii trwają już od dłuższego czasu, a obecnie trwa zabezpieczenie obiektu pod kątem warunków atmosferycznych, co pozwoli na szybkie rozpoczęcie prac nad wnętrzem nowego hotelu Reykjavík Edition Marriott. Projekt jest znacznie opóźniony, gdyż pierwotne plany zakładały otwarcie go w tym roku, ale przesunięto termin na 2020 rok.
„Postawiłem prawie 30 hoteli i nigdy nie zrobiłem żadnego na czas. Jest to bardzo powszechne w tym biznesie” – mówi Richard L. Friedman, prezes i główny właściciel firmy inwestycyjnej Carpenter & Company, który jest głęboko zaangażowany w projekt. Pierwotny budżet wynosił 16 miliardów koron, ale Friedman mówi, że teraz będzie to bliżej 20 miliardów.
„Jest to pierwszy pięciogwiazdkowy hotel w Islandii i nie staramy się na nim oszczędzić każdego grosza, ponieważ chcemy zbudować coś, co będzie nieporównywalnie lepsze od istniejących hoteli” – mówi.
Wśród innych dużych inwestorów zaangażowanych w projekt znajdują się Islandzkie Fundusze Emerytalne i kilka osób fizycznych. Jest to spore przedsięwzięcie, gdyż hotel będzie miał około 17000 metrów kwadratowych i 253 pokoje.
Friedman mówi, że w hotelu będzie pracować 300–400 osób i że rekrutacja już się rozpoczyna. Ma nadzieję, że będzie tam pracować wielu Islandczyków.
Nie obawia się on spadku liczby turystów w Islandii. „Nie wydaje mi się, żeby to nas martwiło. Poprzedni boom, był w dużej mierze oparty na AirBnB i WOW, a i tak nigdy na to nie liczyliśmy. Wszędzie, gdzie jadę, również w Ameryce, gdzie buduję mnóstwo hoteli, spotykam ludzi ludzi, którzy mówią: „Chcę zobaczyć Islandię, ale nie ma tam odpowiednich noclegów” – mówi. „Jesteśmy spokojni o przyszłych klientów. W ogóle się tym nie przejmujemy” – dodaje.
Krzysztof Szewczuk