Tajemniczy złodziej książek, który przez pięć lat kradł niepublikowane manuskrypty, zdenerwował autorów, agentów, redaktorów, tłumaczy i literatów. Wziął on na celownik również Islandczyków i zadał sobie wiele trudu, aby podstępnie zdobyć islandzkojęzyczne teksty.
Jak donosi RÚV, po niedawnym aresztowaniu przez FBI człowieka podejrzewanego o to, że stał za kradzieżami – Filippo Bernardiniego, 29-letniego Włocha, który pracuje w dziale prawa zagranicznego w brytyjskim biurze wydawcy Simon&Schuster – że działania złodzieja w stosunku do islandzkich autorów i agentów były w co najmniej jednym przypadku na tyle groźne, że uzasadniały złożenie raportu policyjnego.
Złodziej – nazwany przez dziennikarzy Reevesa Wiedemana i Lilę Shapiro „kolekcjonerem grzbietów”, którzy spędzili sześć miesięcy badając sprawę – używał zaawansowanych środków, aby zdobyć lub próbować zdobyć niepublikowane książki znanych powieściopisarzy (Margaret Atwood, Jennifer Egan, Laili Lailami i Davida Lagercrantza – szwedzkiego autora, który przejął pisanie serii „Millennium” Stiga Larsena), celebrytów (Ethana Hawka) i nieznanych debiutantów. Motywy złodzieja pozostają nieznane i niejasne – jak zauważono w artykule New York Times z 2020 roku, manuskrypty nigdy nie pojawiły się na czarnym rynku i nie towarzyszyło im żadne żądanie okupu. Aby jeszcze bardziej zagmatwać sytuację, osoba ta obrała sobie za cel również autorów piszących w językach innych niż angielski.
Na początku 2020 roku stało się jasne, że złodziej wziął sobie za cel dodanie do swojej kolekcji niepublikowanych rękopisów w języku islandzkim i chociaż nikt nie był do końca pewien, dlaczego ta osoba zadała sobie tyle trudu, to wszyscy w branży byli podenerwowani. „To zupełnie bezwartościowy materiał, w tym sensie, że był w języku, którym posługuje się najwyżej 350 000 osób” – zauważył wówczas autor Björn Halldórsson. Złodziej skontaktował się z Björnem i podał się za redaktora z szanowanego amerykańskiego wydawnictwa. Poprosił o kopię jego jeszcze nieopublikowanej pierwszej powieści. „Po konsultacjach z osobami, które pracują dla dużych wydawnictw, dochodzę do wniosku, że jest to pierwsza faza jakiegoś schematu budowania zaufania i relacji i sam nie wiem, co mogłoby się stać, gdybym wysłał manuskrypt” – powiedział Björn Halldórsson.
Złodziej skontaktował się również z Hólmfríður Matthíasdóttir, dyrektorem wydawniczym Forlagið, największego islandzkiego wydawnictwa. „Założył on adresy e-mail, które imitowały nazwiska rzeczywistych osób, które pracują w dziedzinie literatury” – wspomniała w ostatnim wywiadzie. „Wykorzystał nazwiska znanych tłumaczy, agentów i wydawców oraz często stosował sztuczki, takie jak zastąpienie litery „m” przez „rn”, aby fałszywy adres e-mail wyglądał na pierwszy rzut oka na legalny).
„Pisał do nas, używając tych fałszywych adresów e-mail, i prosił o przesłanie manuskryptów lub plików książek, które mieliśmy zamiar opublikować” – kontynuowała Hólmfríður. „Swoją prośbę uzasadniał tym, że jest podekscytowany i pragnie je przeczytać, aby rozważyć publikację za granicą”.
Hólmfríður przejrzała jednak podstęp i napisała o tym złodziejowi. Wtedy ten zaczął jej grozić, strasząc: „Wiem, gdzie mieszkasz i zamierzam się tam pojawić”. Po konsultacji ze swoimi kolegami Hólmfríður zdecydowała się zgłosić sprawę na policję.
Złodziej podszywał się również pod wielu Islandczyków ze świata literackiego, w tym samą Hólmfríður. Jak wspominała w rozmowie z Morgunblaðið, pisał do islandzkiego pisarza Sjóna poprawnym islandzkim, podając się za nią.
Wysłał również e-mail do wydawcy Bjartur & Veröld, Pétura Mára Ólafssona, podając się za autora Hallgrímura Helgasona. W tej wymianie zdań fałszywy Hallgrímur powiedział, że jest w Danii i poprosił o plik pdf manuskryptu, który chciałby zrecenzować.
„Wiedziałem, że prawdziwy Hallgrímur był na wycieczce w Niemczech” – powiedział Pétur Már i odpowiedział fałszywemu Hallgrímurowi, nie dając po sobie poznać, że podejrzewa, iż coś jest nie tak. Napisał, że widział, iż autor wrócił do Islandii i zaprosił go do biura wydawnictwa, aby osobiście odebrał książkę. Zaproponował również rozmowę telefoniczną, ale w obu przypadkach fałszywy Hallgrímur odmówił i ponowił prośbę o przesłanie pliku pdf. Podszywał się pod niego nawet po tym, jak Pétur Már złożył mu życzeniami powrotu do zdrowia w związku z infekcją COVID, gdyż tego samego dnia prawdziwy autor napisał na Facebooku, że się zakaził. Pétur Már dołączył zrzut ekranu postu z Facebooka do swojej wiadomości do oszusta i powiedział, że wyśle książkę do hotelu kwarantannowego w Reykjavíku.
Fałszywy Hallgrímur nadal nie zbity z tropu odpisał: „Nie mogę otrzymywać żadnych przesyłek – tylko pliki PDF”.
Prawdziwy Hallgrímur tymczasem nie tylko otrzymał książkę, lecz także zadzwonił do Pétura Mára, aby mu podziękować. Tymczasem oszust wysłał kolejny e-mail: „Nie otrzymałem jej… czy możesz wysłać mi PDF?”. Pétur Már, ciągnąc tę komedię, napisał: „Przed chwilą dzwoniłeś do mnie i dziękowałeś za przesyłkę!”.
Kiedy FBI aresztowało Bernardiniego, wydawca przypomniał sobie, że korespondował z nim również pod jego prawdziwym nazwiskiem i wtedy Bernardini posługiwał się łamanym islandzkim.
Chociaż wydaje się, że żaden z islandzkich autorów i agentów będących celem złodzieja nie poniósł materialnych szkód, kampania oszustw prowadzona przez tę osobę wywarła realny wpływ na (islandzki) przemysł wydawniczy, który, jak zauważyła Hólmfríður, zbudowany jest na zaufaniu.
Jeszcze bardziej niepokojący jest fakt, że pozorna wiedza o tym, kto stał za kradzieżami, w niewielkim stopniu wyjaśniła motywy złodzieja. „Książki lub manuskrypty nie pojawiły się na stronach z nielegalnymi plikami do pobrania i nigdy nie widzieliśmy, aby były wykorzystane w jakikolwiek widoczny sposób” – zauważyła Hólmfríður. „W rzeczywistości nie wiemy nic o tym, co robił z tymi manuskryptami”.