Amerykańska turystka, która była kierowcą busa zdmuchniętego w czwartek z drogi w pobliżu cypla Dyrhólaey na południu Islandii, jest wdzięczna pierwszym ratownikom za ich wysiłki i docenia empatię i uczynność Islandczyków.
W rozmowie z mbl.is wyraża wdzięczność w imieniu wszystkich, którzy byli w tym busie, i dodaje, że to niewiarygodne, że wszyscy żyją. Bez pomocy ludzi, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, nie jest pewna, czy całe to zdarzenie skończyłoby się szczęśliwie. Mówi, że wiele podróżuje, ale jeszcze nigdy nie spotkała się z taką życzliwością.
Tovah Jacobson jechała busem wraz z siedmioma innymi osobami, kiedy silny wiatr zepchnął ich do rowu. Jeden z pasażerów doznał urazu kręgosłupa, pozostali mieli mniejsze obrażenia.
Tovah relacjonuje, że w krótkim czasie na miejscu zdarzenia pojawiło się około 25 osób – zarówno ratownicy, jak i zwykłe osoby, które zatrzymały się, aby pomóc podróżnym. Przykryli rozbite okna kocami, aby ochronić pasażerów przed wiatrem i deszczem. Kobieta twierdzi, że nigdy tego nie zapomni.
Najbardziej zadziwiło ją to, jak pomocni i mili byli policjanci. Jako kierowca obawiała się, że będzie miała kłopoty, ale tak się nie stało. Opisuje, że wrócili na miejsce wypadku wiele godzin po zdarzeniu, aby odzyskać plecak, w którym były pieniądze i dokumenty.
Po zbadaniu przez personel medyczny większość uczestników tej kraksy została przewieziona do hotelu przy Błękitnej Lagunie, gdzie zostali dobrze przyjęci i otrzymali luksusowe pokoje.
„Żartowaliśmy, że tak naprawdę to już nie żyjemy i poszliśmy do nieba” – podsumowuje Tovah.
W temacie: