W południowo- zachodniej Islandii, w okręgu Kjós, nieznany sprawca okaleczył trzy klacze. Uważa się, że zwierzęta padły ofiarą szaleńca, który bez powodu, pokaleczył ich narządy rodne. Rany zwierząt były tak głębokie i poważne, że mogły się one wykrwawić na śmierć.
Właściciel koni, zauważył, że coś jest nie tak kiedy poszedł na pastwisko, aby sprawdzić młode źrebaki. Jego uwagę przykuły ogony klaczy, które były zakrwawione. Wywołało to w nim niepokój i po bliższym zbadaniu zwierząt okazało się, że trzy klacze są poranione i krwawią. Jedna z klaczy trafiła do weterynarza, ponieważ rana była tak głęboka, że trzeba ją było zszywać a zwierze mogło wykrwawić się na śmierć. Ten przypadek miał miejsce w lipcu, jednak od tamtej pory policja nie znalazła winnych.
W zeszłym tygodniu w niedzielę, sytuacja się powtórzyła. Właściciel wrócił na pastwisko aby usunąć podkowy z końskich kopyt, wówczas zauważył, że jedna z klaczy ma krew na tylnych nogach i ogonie. Po dokładniejszej kontroli, zobaczył, że krew pochodzi z jej narządów rodnych, które zostały okaleczone. Klacz została przewieziona do szpitala weterynaryjnego w Vídidalur, w Reykjavíku, gdzie opatrzono jej ranę. Przez parę dni, klacz musi pozostać pod opieką lekarzy ponieważ w wyniku tego okaleczenia straciła bardzo dużo krwi.
Lekarz weterynarii, Lísa Bjarnadóttir, która opatrywała klacz powiedziała: „Klacz była spocona i trzęsła się, kiedy właściciel przywiózł ją do nas. To zwierze mogło wykrwawić się na śmierć.” Dodała też, że bardzo prawdopodobne jest to, że takie okaleczenia zostały spowodowane przez człowieka, jednak, jak powiedziała pani doktor, nie chce ona wyciągać pochopnych wniosków. Nic nie można potwierdzić, jeżeli nie ma dowodów. Podobne przypadki miały miejsce już w maju i czerwcu tego roku, w okolicach Sauðárkróki i Egilsstaðir, jednak od tamtej pory nikt nie znalazł winnych tych strasznych okaleczeń.
O podobnej sprawie pisaliśmy w artykule „Okaleczone konie”.