Islandia to kraj kamieni, niskich drzew, porostów i drobnych kwiatków. Czy kwiaciarnia w takim miejscu to właśnie próba nadania mu bardziej ziemskiego charakteru czy raczej pomysł na biznes? Spróbujemy się tego dowiedzieć od Magdy, która w Keflaviku prowadzi kwiaciarnię o wdzięcznej nazwie Blómahús Mögdu.
Iceland News Polska: Na dobry początek, jaki jest twój ulubiony kwiat?
Magda Flora: Tak naprawdę nie mam wybrańca-ulubieńca. Uwielbiam chryzantemy, szczególnie wielkokwiatowe w nieoczywistych kolorach. Wszystkie inności, jak na przykład kwiaty karczocha, królewskie protee, ale kocham też najzwyklejsze goździki, które teraz można dostać w przeróżnych odcieniach. Są kwiaty, które lubię mniej, jednak jeśli wypatrzę ciekawe odmiany, to się zachwycam jak dziecko. Do takich mniej lubianych należą między innymi róże, jednak te w brązach, szarościach, brudnych fioletach czy różowościach robią na mnie wrażenie. Bardzo lubię sezonowość w kwiatach, teraz jest stale sezon na piwonie.
INP: Dlaczego akurat kwiaty? Od czego zaczęła się Twoja przygoda z roślinnością?
MF: Kwiaty zostały mi wpisane w DNA. Moja mama prowadziła w Polsce kwiaciarnię przez 40 lat. Jako nastolatka mówiłam, że ja absolutnie nie będę pracować w kwiatach, no i bach, pracuję z nimi już 20 lat i innego zajęcia sobie nie wyobrażam.
INP: Czy śledzisz nowe trendy florystyczne? A może sama je tworzysz?
MF: Interesuję się tym, co się dzieje we współczesnej florystyce. Szkołę florystyczną skończyłam w 2006 roku i od tamtej pory trochę się w tej dziedzinie podziało, pozmieniało. W zeszłym roku podjęłam o decyzję o gruntownym odświeżeniu swojej wiedzy i wzięłam udział w wielu kursach online, zaprosiłam też do mojej kwiaciarni genialnego Mistrza Florystyki, Piotra Sekundę. Miałam więc na własnym gruncie wspaniały kurs florystyczny, otrzymałam również wiele porad dotyczących kwiaciarni samej w sobie.
Pojechałam też do Polski na szkolenia, a w planie mam kolejne i kolejne. Głód wiedzy i ciekawość nowości florystycznych mnie nie opuszcza.
Oczywiście, że chciałabym powiedzieć, że sama też tworzę nowe trendy w moim zawodzie, ale ja je raczej dostosowuję do warunków na Wyspie, do możliwości i do klienta.
INP: Masz ulubione dni w roku, kiedy sprzedaż jest naprawdę dobra?
MF: Moje ulubione dni to te, w których klienci dają mi wolną rękę na stworzenie czegoś ciekawego dla nich i są zadowoleni z efektów mojej twórczej pracy, a za jakiś czas wracają po więcej. Co do dobrych dni sprzedażowych to klasycznie są to Walentynki, Dzień Kobiet, okres bożonarodzeniowy…
INP: Skąd pochodzą Twoje kwiaty? Czy prowadzenie kwiaciarni jest pasją i przygodą, czy jednak trudnym przedsięwzięciem?
MF: Kwiaty są zarówno islandzkie, jak i zamawiane z Holandii. Staram się korzystać jak najwięcej z tego, co dostępne jest na Wyspie. Raz, aby wspierać miejscowych producentów, a dwa, dlatego że islandzka róża, chryzantema czy gerbera jest tutaj fantastycznej jakości. Wszystkie zielone dodatki i kwiaty bardziej egzotyczne pochodzą z zagranicy, czasami coś trafia do mnie przez Holandię i okazuje się być polskim produktem.
Natomiast prowadzenie kwiaciarni jest zarówno pasją, przygodą oraz trudnym przedsięwzięciem doprawionym ciężką, ale satysfakcjonującą pracą.
INP: Podróżując po świecie zaglądasz do kwiaciarni w miejscach, które odwiedzasz?
MF: Tak! Wściubiam nosa, zaglądam, podglądam, zachwycam się! Kwiatowa narkomanka.
INP: Jak odbierasz islandzką naturę, w szczególności kwiaty? Masz ulubioną roślinę na wyspie?
MF: Uwielbiam. Mimo 15 lat na wyspie, nadal trwam w zachwycie nad miejscową naturą.
Łubin co roku cieszy oczy, ale to słodko-gorzka miłość, bo wiem, że jego rozrost niszczy delikatną roślinność endemiczną. Nie potrafię jednak się nim nie zachwycać i czekam co roku na fioletowe połacie.
INP: Czy możesz się podzielić anegdotą z pracy? Jakaś historia miłosna czy zwariowana, której elementem był bukiet kwiatów kupiony w Twojej kwiaciarni?
MF: Jedna z takich historii to ta, gdy otrzymałam telefon z prośbą o dostawę kwiatów, jednak zakochany klient nie znał ani nazwiska dziewczyny, której chciał podarować kwiaty, ani jej adresu, natomiast zależało mu ogromnie. Kwiaty zostały dostarczone. A ja do dziś nie wiem, jakim cudem udało mi się odnaleźć tę dziewczynę.
Druga wydarzyła się zimą 2 lata temu. Zadzwonił pan ze statku z gorącą prośbą, by dostarczyć żonie kwiaty z okazji rocznicy ślubu. Media od rana nadawały alerty pogodowe i faktycznie przyszła śnieżyca, sztorm, warunki były dramatyczne.
Ja się jednak zaparłam. Pojechałam, utknęłam w zaspie, i w sztormie maszerowałam z kartonem, w którym był schowany i zabezpieczony bukiet rocznicowy. Kartonem szarpało, śnieg oślepiał… Gdy zadzwoniłam do drzwi, to przestraszyłam domowników, gdyż nikt się nie spodziewał ani gości, ani dostaw w taką pogodę.
Jest jeszcze jedna historia, rozczulająca bardzo. Przez lata miałam parę klientów, mocno starsze małżeństwo. Bardzo zakochani, wpatrzeni w siebie, pięknie się do siebie zwracali, trzymali za ręce albo wzajemnie podtrzymywali.
Przyszedł czas, gdy mąż zachorował i poszedł do szpitala. Pojawił się covid. Nie mogli się widywać ze względu na zasady wtedy panujące. On był na tyle chory, że nie wrócił do swojego domu, a do domu opieki. Dla żony nie było tam jednak miejsca. Więc przez wiele miesięcy wysyłali sobie wzajemnie kwiaty ze słodkimi liścikami. Ja miałam to szczęście, że jako pośrednik mogłam im pomagać w tej miłosnej wymianie.
INP: Jakie są najczęstsze okazje na Islandii, żeby podarować komuś kwiaty? Czy dzieci zanoszą kwiaty nauczycielom na koniec roku szkolnego? Czy zanosi się kwiaty chorym w szpitalu? Wieńce na pogrzeby też robicie?
MF: Tubylcy, podobnie jak my, podarowują kwiaty z okazji urodzin, narodzin dzieci, ślubów, z okazji otwarcia np. sklepu, galerii, zupełnie bez okazji też, lub żeby powiedzieć „dziękuję”. Bardzo często kupują kwiaty, aby dać je komuś z wyrazami kondolencji, wtedy są to najczęściej białe bukiety.
Natomiast na koniec roku szkolnego dzieci coraz częściej wręczają kwiatka lub drobny prezent nauczycielom, same też otrzymują podarunek, jeśli np. kończą przedszkole lub szkołę. Jeśli chodzi o pogrzeby to tak, w tym temacie robimy pełen serwis kwiatowy. Nie tylko wieńce.
INP: Twoja kwiaciarnia jest już znana na Islandii. Islandzkie media publikowały informacje o Tobie i Twoich osiągnięciach. Przypomnisz nam, gdzie i kiedy?
MF: Tak, w 2007 roku w Morgunblaðið, po zawodach florystycznych, pojawił się artykuł na mój temat – TU, oraz w ostatnim wydaniu magazynu Sumarhúsið og Garðurinn.
INP: Bardzo dziękujemy za rozmowę i poradę w sprawie konających beniaminków!
Z Magdą rozmawiały Justyna i Monika