–Moim zdaniem, nie istnieje ważny wniosek o przystąpienie Islandii do Unii Europejskiej – powiedział minister finansów Bjarni Benediktsson, lider Partii Niepodległości, w wywiadzie dla Morgunblaðið.
Wypowiedź ministra odnosiła się do komentarza szefa delegatury UE w Islandii Matthiasa Brinkmanna, który stwierdził, że wniosek złożony w roku 2009 może nadal być ważny.
Poprzedni, centrolewicowy rząd, złożył w 2009 wniosek o przystąpienie do Unii Europejskiej, ale obecne władze zatrzymały proces po wyborach 2013. W marcu tego roku rząd wysłał do władz europejskich pismo, w którym poinformował, że negocjacje nie będą kontynuowane i że Islandia nie powinna już być postrzegana jako państwo kandydujące.
Poproszono też, aby w związku z tym odpowiednie organy dostosowały swoje procedury pracy. Unia otrzymała „bardzo czytelny komunikat”.
– Bardzo mnie dziwi fakt, że unijne władze mają wątpliwości co do obecnej sytuacji. Nasi politycy, w szczególności minister spraw zewnętrznych oraz premier, wysłali przecież bardzo czytelny komunikat – powiedział minister finansów. Dodał też, iż wszystkie islandzkie partie zgadzają się co do faktu, że sprawa Unii nie powinna być poruszana w przyszłości, o ile Islandczycy nie wyrażą najpierw swojego zdania w referendum.
– Ci, którzy chcą powtórzyć tę farsę, ci, którzy popierają kandydaturę Islandii do Unii Europejskiej, nie nauczyli się nic z poprzedniej kadencji – powiedział Benediktsson, odnosząc się do lat 2009 – 2013, kiedy rządziły poprzednie władze.
Pomimo apeli, decyzja o złożeniu w roku 2009 wniosku o przystąpienie do UE nie była skonsultowana ze społeczeństwem poprzez referendum. Co więcej, centrolewicowy rząd sam był podzielony w kwestii członkostwa, co dodatkowo opóźniło proces.
Ilona Dobosz