Przewodniczący Krajowego Stowarzyszenia Właścicieli Małych Łodzi mówi, że to dziwne, gdy Norweska Agencja Rybołówstwa kieruje swoje drony na małe łodzie, aby monitorować tzw. odrzuty. Dzieje się tak mimo, że na małych łodziach łowi się tylko ułamek ryb u wybrzeży Islandii.
W jednej z uchwał, które zostały zatwierdzone na walnym zebraniu Krajowego Stowarzyszenia Właścicieli Małych Łodzi w ostatnim czasie, skrytykowano sposób prowadzenia nadzoru dronami przez Norweską Agencję Rybołówstwa. „Jeśli nadzór dronami będzie kontynuowany, musi być przestrzegana zasada proporcjonalności i to zdolność połowowa statku powinna określać częstotliwość i zakres nadzoru” – między innymi napisano w uchwale.
„Dziwne jest skupienie się niemal wyłącznie na monitorowaniu połowów z małych łodzi i pozostawienie dużych jednostek w spokoju” – mówi Artur Bogason, przewodniczący LS. „Na małych łodziach poławia się około 10–12 procent ryb u wybrzeży Islandii, ale wydaje mi się, że 90 procent kontroli dotyczy tej części floty” – dodaje.
Od początku ubiegłego roku pracownicy Norweskiej Agencji Rybołówstwa używają dronów do kontrolowania małych łodzi rybackich i rejestrują obrazy znaczących odrzutów. Arthur mówi, że ważne jest, aby prawidłowo ocenić, co jest odrzutem. „Jeśli oddaję do morza żywe istoty, nie uważam tego za odrzut. Jeśli są to gatunki, których prawdopodobnie nie sprzedam, nie widzę powodu, dla którego miałbym zabierać je na ląd”.
Arthur mówi, że operatorzy małych łodzi nie mają nic przeciwko inspekcjom. „Musi być tylko sprawiedliwie, musi być zachowana proporcjonalność i trzeba przestać podchodzić do ludzi, jakby byli przestępcami” – wyjaśnia.
Na podstawie artykułu RÚV/ruv.is