Wielu imigrantów nie chce już mówić po islandzku, ponieważ uważają, że spotkają się z negatywnym nastawieniem Islandczyków. Członkowie nieformalnych organizacji imigrantów w tym kraju mówią, że wiele osób stara się nauczyć języka i ćwiczy, ale ci, których językiem ojczystym jest islandzki, z trudem znoszą kaleczenie islandzkiego przez obcych.
Członkowie jednej z organizacji wysłali wczoraj list otwarty, w którym wyrażają swoje obawy dotyczące sytuacji imigrantów w tym kraju. Wzywają do wprowadzenia rozwiązania w kwestii przyznawania obywatelstwa w podobny sposób jak w innych krajach nordyckich. Domagają się również umożliwienia imigrantom samodzielnego ubiegania się o numer ubezpieczenia społecznego, zamiast wykonywania tego w ich imieniu przez pracodawcę. Po trzecie, wspominają o stanie nauczania języków obcych. Jedna z członkiń organizacji – Agnieszka Sokołowska – zna islandzki, ale zdecydowała się mówić po angielsku, aby wysłać pewien komunikat.
„Przesłanie jest takie, że imigranci, którzy uczą się islandzkiego, robią co w ich mocy, próbując nauczyć się tego dość trudnego języka, ale ich starania nie są wystarczająco doceniane przez rodowitych islandczyków” – mówi Agnieszka.
Twierdzi ona, że islandzki rząd może mądrze zainwestować, przeznaczając więcej pieniędzy na lekcje języka dla imigrantów. Ci, którzy nauczą się islandzkiego, nie wyjadą stąd przecież, żeby wykorzystać tę umiejętność w innym miejscu na świecie, dlatego lepszy poziom nauczania języka zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie osiedlą się tu na dłużej.