„Nie spodziewam się, że będę mogła wrócić do domu”

Dodane przez: INP Czas czytania: 5 min.
Sunna Jónína Sigurðardóttir wraz z mężem / fot. visir.is

Sunna Jónína Sigurðardóttir to mieszkanka ulicy Efrahóp w Grindaviku. Teren ten został bezpośrednio narażony na zalanie lawą. Sunna mówi, że nadszedł czas, by spojrzeć na sprawy realistycznie. Co więcej, nie widzi możliwości powrotu do Grindaviku.

Sunna Jónína i jej rodzina na wspomnianej ulicy budowali swój dom, a prace były na ukończeniu. Od czasu niedawnej ewakuacji miasta mieszkają w domku letniskowym swojej rodziny. W rozmowie z Rás 2, Sunna mówi, że ostatni tydzień był dla niej prawdziwych koszmarem. „W środę wydarzyła się najgorsza rzecz jaką człowiek jest w stanie sobie wyobrazić, a później wydarzyła się jeszcze gorsza, w niedzielę. To jest absolutnie niewiarygodne”. Kobieta odniosła się do środowego wypadku, w którym mężczyzna wpadł do szczeliny oraz do kolejnej erupcji szczelinowej, z której lawa dotarła do ulicy, gdzie znajduje się jej dom.

Mówi, że była absolutnie zaskoczona, gdy szczelina otworzyła się przy samej granicy miasta. „Nikt tego nie przewidział. Myśleliśmy, że to jest bezpieczne miejsce. Szczelina, która utworzyła się 10 listopada w mieście i częściowo zniszczyła infrastrukturę, dobiegła do naszej ulicy. Pęknięcie zniszczyło u nas jeden dom, a inny całkiem nowy, zaraz obok nas, przechylił się. Oczywiście to bardzo blisko, ale nikt nie spodziewał się tego co wydarzyło się później”.

Wczoraj całą rodziną obserwowali jak pracownicy ratowali koparki i sprzęt pracujący przy wałach ochronnych. „Nagle w porze lunchu, otworzyła się szczelina przy ścieżce, koło naszej ulicy. Chodzę tą drogą codziennie, a teraz jest ona pod lawą”.

Kobieta mówi, że nadszedł czas, by być realistą, a nie optymistą. „Powrót nie jest realny. Powiedziano nam, że szczeliny są wszędzie, również głęboko w ziemi. Skutki mogą być widocznie na powierzchni dopiero po kilku latach. Nie wiemy, co może się zdarzyć z czasem”.

„Nie spodziewam się, że będę mogła wrócić do domu”. Sunna i jej rodzina mają jednak to szczęście, że z domku letniskowego mogą korzystać tak długo, jak chcą. „Zdecydowaliśmy się tutaj osiedlić, posłać dzieci do szkoły i na zajęcia zdalne. Nie stajemy w kolejce po pomoc, bo jest wielu innych, którzy nie mają, dokąd pójść. Pomyśleliśmy, że lepiej dla nas i naszej społeczności, jeśli nie będziemy próbować nic innego, dopóki nie dowiemy się, w jaką stronę rozwija się sytuacja”.

Zapytana czy większość mieszkańców Grindaviku myśli w ten sam sposób powiedziała, że ciężko to ocenić. „Myślę, że różni się to w zależności od tego w jakim miejscu życiowo są mieszkańcy. Ja osobiście byłam przez cały rok na zasiłku rehabilitacyjnym, bo czułam się wypalona. Nadużyłam dobrej cechy, jaką jest wytrwałość. Człowiek wytrzymuje wszystko i idzie dalej. Budowanie domu to ogromny wysiłek. Wyciągnęłam wnioski z tego doświadczenia. Mam nadzieję, że rząd robi to samo. My Islandczycy jesteśmy wytrwałymi ludźmi, inaczej nie zamieszkalibyśmy na tej wyspie. Musimy jednak przestać być tak zdeterminowani, a zacząć myśleć realistycznie, kiedy nadejdzie czas.

Sunna liczy na to, że rząd będzie interweniował, jeśli ubezpieczenie od klęsk żywiołowych nie obejmie mieszkańców. Ich dom nie został zniszczony przez lawę, ale warunki do życia nie są odpowiednie. „Mam nadzieję, że rząd zainterweniuje i stworzy fundusz albo inne rozwiązanie, by nas wyprowadzić z Grindaviku. Nie chcemy być uwięzieni w oczekiwaniu, że może coś będzie w porządku. Wygląda na to, że nie będzie. Mieszkańcy mają swoje obawy, ale aparat, który za tym stoi, musi zrozumieć, że składa się na to wiele czynników. Nie możemy siedzieć niczym w kajdanach, uwięzieni w domu, który wprawdzie się nie zawalił, ale też nie nadaje się do życia”.

Domy na ulicy Efrahóp są albo zupełnie nowe, albo w zaawansowanym procesie budowy. „Można powiedzieć, że nasze ubezpieczenie od pożaru jest adekwatne do wartości nieruchomości. Jednak nasz dom nie ma jeszcze ostatecznego odbioru, czyli siódmego etapu budowy, co oczywiście ma wpływ na ubezpieczenie. Wiele rzeczy na budowie robiliśmy sami i przez to potrzebujemy więcej czasu, aby uzyskać ostateczny odbiór domu. Taka sytuacja dotyczy zresztą wielu domów w Grindaviku”.

Olga Knasiak / Polka na Islandii

Udostępnij ten artykuł