„Nasza cierpliwość się kończy” ostrzega szef islandzkiej policji oficer Runólfur Þórhallsson, odnosząc się do trwających już od kilku dni dyskusji w sprawie podwyżek dla policjantów.
Oficer Runólfur Þórhallsson pracuje w policji od 26 lat i jak powiedział jego podstawowa wypłata to 362.000 koron i jej wysokość nie zmieniła się od 13 lat. Zgodnie z danymi jakie podały Związki Zawodowe VR okazuje się, że policjant zarabia mniej od sekretarki, której podstawowa pensja to 392 tys koron. Komentując całą sytuację na Facebooku, Þórhallsson podobnie jak inni policjanci wypowiada się bardzo negatywnie o tych, którzy decydują o wysokości płac. Według niego, nie mają oni pojęcia o tym z jakimi problemami podczas pracy muszą radzić sobie policjanci.
Policja w Islandii nie ma prawa do legalnego strajku, a zgodnie z wypowiedzią Þórhallssona, rezygnacja z prawa do strajku miała być gwarancją podwyżek płac. Funkcjonariusze policji nie kryją swojego gniewu i złości na to, że zarabiają mniej od sekretarek. Þórhallsson oskarża rząd o to, że złamał dane słowo dotyczące zwiększenia płac policji. W związku z tym, że policjanci nie mają prawa do strajku wielu na znak niezadowolenia z panujących warunków ogłosiło nieoficjalny strajk biorąc chorobowe.
Pomimo pisemnego upomnienia ze strony Ministerstwa Finansów, że takie działanie jest nielegalne, w piątek wielu policjantów „rozchorowało się” i nie przyszli oni do pracy. Jak informują media, funkcjonariusze strajkowali w ten sposób nie tylko w Reykjaviku, ale także w innych częściach kraju. Z powodu nieobecności funkcjonariuszy, w piątek zamknięto dwa posterunki policji, jeden na ulicy Grensásvegur, a drugi w dzielnicy Grafarholt.
Snorri Magnússon, szef Krajowej Federacji Policji w Islandii skomentował te działania mówiąc, że Federacja nie może odpowiadać za działania poszczególnych jej członków. Tym samym zanegował to, że akcja ta była zaplanowana przez Federację.