W galerii Flói w Þingborg kończy się „Tygodzień Wełny”. Jeśli ktoś myślał, że galerię odwiedzi niewiele osób zainteresowanych wyrobami z wełny, to był w błędzie. Dom socjalny Þingborg był pełen ludzi.
„Przybyły grupy zarówno z Niemiec, Szwajcarii, Belgii czy Stanów Zjednoczonych. Przybyło do nas mnóstwo ludzi” – mówi Margrét Jónsdóttir, jedna z organizatorek festiwalu i kierownik sklepu w Þingborg, zajmującego się wyrobami z wełny.
W tym tygodniu odbyło się wiele kursów. Uczestnicy zdobywali wiedzę o farbowaniu, przędzeniu wełny i oczywiście o owcach.
Unnur Jónsdóttir z Lund Lundarreykjadalur mówi, że jeśli cierpliwie nauczysz się prząść wełnę, to będzie ci szło już bardzo łatwo.
„Samodzielne wytwarzanie wyrobów z wełny stało się modne. Jest to też fajna zabawa” – mówi Unnur. Ale zapełnienie jednej szpuli nową przędzą zajmuje od dwóch do czterech godzin.
Brynja Bjarnadóttir z Þykkvabæjarklaustur w Álftaveri sprzedała piękne mitenki z wełny, którą przędła razem z siostrą. Dzierganie było dla niej jak fizjoterapia po pobycie w szpitalu pod respiratorem. Gdy się obudziła, postanowiła dziergać na drutach dwie godziny dziennie.
„To nie jest produkcja masowa. To wszystko tworzy się bardzo powoli. I to jest właśnie to, co kocham” – wyjaśnia Birgitta.
Jednym z gości była Melanie Ballbash z Niemiec, która mówi, że: „Najlepsze jest to, że wełna jest naturalna. Doceniam jej fakturę i oczywiście idealną przydatność przy tej pogodzie”.