Szef Greyline: pracownicy będą zarabiać więcej, pracować krócej, spędzać więcej czasu z rodziną

Dodane przez: INP Czas czytania: 6 min.

W wypowiedzi opublikowanej na portalu Visir członek zarządu jednej z największych firm turystycznych, Greyline, Þórir Garðarsson opisuje jak „uelastycznienie” czasu pracy doprowadzi do zwiększenia ilości wolnego czasu, lepszych stawek i krótszych godzin pracy. Jak twierdzi, ostanie lata przyniosły prawdziwy boom turystyczny, pracy jest więcej niż kiedykolwiek. Pracujemy dłużej i ciężej, Garðarsson zdaje się mieć proste wyjaśnienie tego zjawiska: Islandzkie społeczeństwo zmienia się i musimy za tymi zmianami nadążać!

Jego zdaniem regulacje prawne nie przystają do naszych „nowoczesnych” czasów. Jak rozumiem, ma na myśli czasy, gdy pracownicy sami “decydują”, że chcą pracować w nieregulowanym wymiarze i liczyć na bonusy, zamiast prawnie ustalonych stawek godzinowych. W tej, jak sobie wyobrażam, świetlanej przyszłości, bonusy będą rozdawane sprawiedliwie, zawsze zgodnie z bezstronnym osądem menedżerów, nigdy dla kolegów, terminowo i hojnie. Garðarsson uważa, że to właśnie regulacje zawarte w porozumieniach zbiorowych są przyczyną niskich zarobków w sektorze usług.

- REKLAMA -
Ad image

On po prostu nie może więcej płacić, a chce!

Oczywiście Garðarsson jako pracodawca nie widzi potrzeby regulacji prawnych dotyczących wymiaru czasu pracy, sam potrafi wszystko ocenić i urządzi wszystko tak, żebyśmy to my, nie on, nie firma, najlepiej na tym wyszli. Po co komu prawa, jeżeli wystarczy tylko ładnie poprosić?

Jak się dowiadujemy z jego wypowiedzi dziś społeczeństwo jest „zupełnie inne”. Żyjemy w czasach „elastycznego zatrudnienia”. Wszyscy lubimy siłować się żeby tylko złapać dodatkowe godziny pracy, niecierpliwie czekać na nowy grafik, dokańczać pracę na komputerze w domu, jak już położymy dzieci spać. Wszystko jest inne, mamy inne żołądki, sen to przeżytek, lubimy jeść obiad o 21:00, ponieważ przedtem byliśmy cały dzień w pracy. Lubimy prosić znajomych o zaopiekowanie się dziećmi po szkole, ponieważ niespodziewanie kończymy pracę o dziewiętnastej. Lubimy mieć „elastyczny grafik”, bo przecież Garðarsson dopasuje nasz grafik tak, żebyśmy mogli pobyć z bliskimi, czy pójść na wycieczkę, spędzić czas na tym, co nas rozwija i pasjonuje. Wszystko to dla nas, a jednak niektórzy kręcą nosem. Chcą tkwić w przeszłości, gdzie obowiązują ustalone godziny pracy i określone stawki. W przeszłości, gdzie ciężka praca po godzinach jest opłacana należycie i gdzie gdy chcemy lub musimy zaopiekować się domem i rodziną, czy realizować swoje plany i ambicje mamy na to czas. Racja. Rzeczywiście takie czasy coraz bardziej odchodzą w przeszłość.

Deregulacja warunków pracy to żyła złota

Jesteśmy odpowiedzialni za system, w którym pracujemy. Zmiany proponowane przez Garðarssona to próba wtłoczenia dojrzałych ludzi w pozycje dzieci, które o wszystko muszą prosić. Chce znormalizować patologiczne zjawiska na rynku pracy, które w sektorze usług dotykają najczęściej młodzieży i imigrantów. To właśnie rozczarowana i pozbawiona nadziei młodzież oraz imigranci, nieznający często swoich praw, szczęśliwi, że w ogóle mogą pracować i żyć na Islandii, są grupami mocno obecnymi w tym sektorze. Myśl, która zrodziła się w głowie przedsiębiorcy sektora usług jest prosta i wspaniała: traktujemy tych ludzi jak maszyny i nic nam za to nie grozi, może zaczniemy tak traktować wszystkich? Prosta obserwacja, prosty wniosek.

Jak stwierdził niedawno dyrektor związku pracodawców i szef Banku Centralnego Islandii, Már Guðmundsson, który też oczywiście walczy o nasze dobro, żądania utrzymania regulacji i ustalenia płacy minimalnej na normalnym poziomie, pozwalającym zaspokoić podstawowe potrzeby, będą przyczyną gigantycznego kryzysu.

Wbrew własnym intencjom powiedział on coś słusznego. Sytuacja, w której pracownicy i pracownice nie mogą mieć żadnych oczekiwań dotyczących warunków ich pracy, zyski pracodawców są zwiększane przez cięcie kosztów pracy, a menedżerowie niższego szczebla są zmuszeni do prowadzenia złych, a czasem i nielegalnych rozwiązań, jest kryzysowa. To kryzys, który do tej pory był uciszany. Wszyscy pracownicy mają podobne problemy, a ci którzy nie mogą ich samodzielnie rozwiązać, popadają w frustrację. Problemy te mogą przerodzić się w kryzys, ponieważ do ludzi zaczyna docierać, że to nie przypadek ani „przykra rzeczywistość”, ale wynik celowego działania. Po takim kryzysie można by się spodziewać prawdziwej zmiany na lepsze.

Propozycje SA dotyczące „uelastycznienia” wymiaru godzinowego pracy i stawek zostały stanowczo odrzucone przez związek zawodowy Efling, co nie oznacza, że z pomysłu zrezygnowano. To nie są tylko straszaki, jak pocieszają się niektórzy – to naczelny cel przedsiębiorców, ponieważ na niskich stawkach dla pracowników można zbić fortunę. Nasze niskie pensje i złe warunki pracy to ich krótkoterminowy zysk. Pogarszanie się warunków pracy w sektorze usług jest doskonałym tego przykładem. Każda korona, która nie idzie do kieszeni pracownika przeradza się w zyski. Jeżeli ktoś naiwnie wierzy, że „uelastycznienie” pracy jest dla jego wygody, niech spojrzy na propozycje negocjacyjne SA czy tragiczną propozycję rządu również odrzuconą przez związki.

To nie są propozycje zrównoważonego rozwoju Islandii, kompromisu między pracownikami i pracodawcami, to propozycje deregulacji, której celem jest zwiększenie zysków prywatnych przedsiębiorstw kosztem pracowników. W projektowanej przez nich przyszłości nasze życie jest tylko elementem nieregularnego grafiku, gdzie życie odbywa się tylko w przerwach od pracy, która nigdy nie opuszcza naszych myśli, nie daje żadnej radości i spełnienia.

Efling/Eliasz Robakiewicz

Udostępnij ten artykuł