Narciarz Sigurður Ásgeir Ólafsson mówi, że nie jest zadowolony ze swojej wyprawy na Bláfjöll. Jego zdaniem panuje tam tłok i bałagan.
W środę na tereny narciarskie nieopodal Reykjaviku udało się wiele osób chcących pojeździć na nartach lub snowboardach. Już na drodze do Bláfjöll utworzyła się kolejka samochodów, która sięgała niemal do Reykjaviku.
Sigurður Ásgeir zrezygnował już po kilku przejazdach z powodu bardzo długich kolejek do wyciągu. Niewiele wyciągów zostało otwartych, co przy ładnej pogodzie spowodowało kompletne zakorkowanie.
Sigurður mówi, że nie jest zadowolony ze sposobu, w jaki ośrodek narciarski jest i był prowadzony. „Wydaje się, że nie ma tu żadnego zarządzania, nic nie zostało tu przygotowane”.
W ciągu pierwszej godziny od otwarcia terenu narciarskiego pojawiło się na nim od dwóch do trzech tysięcy osób. W takiej sytuacji nie wypada otwierać tylko jednego wyciągu.
Sigurður zrezygnował po 25 minutach stania w kolejce do wyciągu.
„Mógłbym wykonać tylko dwa przejazdy w ciągu godziny. Tak nie jest chyba nigdzie w Europie. Powinni byli otworzyć więcej wyciągów. Ludzie przyjechali tam, aby się bawić i jeździć na nartach, a nie, żeby stać w kolejkach”.