Piec do wytopu żelazokrzemu w hucie Bakki koło Húsavíku został wyłączony. W związku z tym zakład jest oficjalnie zamknięty – przynajmniej tymczasowo. Ojciec i syn, pochodzący z Rumunii, którzy stracili pracę w Bakki, powiedzieli w wywiadzie dla RÚV, że przyszłość jest bardzo niepewna.
Pod koniec czerwca przedsiębiorstwo zwolniło około 80 osób i nie wiadomo jeszcze, jak długo huta pozostanie zamknięta. Menedżerowie obwiniają za to przede wszystkim niską globalną wartość rynkową żelazokrzemu w tym momencie.
Działalność firmy od pewnego czasu napotykała na trudności. Pod koniec marca zawarto umowę z wierzycielami i akcjonariuszami w celu przeprowadzenia restrukturyzacji finansowej. Warunki rynkowe były trudne, jeszcze zanim kryzys związany z koronawirusem wymusił dalszy spadek cen.
Uważa się, że około 40 rodzin przeniosło się do Húsavíku właśnie z powodu powstania miejsc pracy w fabryce. Także Livio i Bogdan Sulumberchian znaleźli tam swoje miejsce.
„Obaj straciliśmy pracę. Mój ojciec był konserwatorem, a ja pracowałem na produkcji. Moja mama też jest tu z nami. Teraz wracamy do domu, dopóki nie pojawi się inna praca” – powiedział Bogdan Sulumberchian. „Gdy tu wrócimy, postaramy się znaleźć nową pracę, żeby móc zostać tu dłużej. Żadne z nas nie chce stąd na stałe wyjeżdżać”.
Rodzina wynajmuje dom bezpośrednio od firmy, ale mają nadzieję, że mimo wszystko uda im się utrzymać to lokum. Bogdan jednak sądzi, że w najbliższych miesiącach okolica, która w większości należy do firmy PCC, stanie się opuszczonym „miastem duchów”.
Monika Szewczuk