„Kobieta idzie na wojnę” i debata ekologiczna. Część 1.

Dodane przez: INP Czas czytania: 16 min.
grafika pochodzi ze strony organizatora debaty - Wrocławskiego Centrum Rozwoju Społecznego.

W ostatni weekend sierpnia na Wyspie Słodowej we Wrocławiu, mieście partnerskim Reykjaviku, odbyła się debata ekologiczna oraz pokaz filmu Benedikta Erlingssona „Kobieta idzie na wojnę”.

Pokaz filmu Benedikta Erlingssona „Kobieta idzie na wojnę” i debatę ekologiczną „Dlaczego nie kosimy trawy i inne ważne sprawy” zorganizowało, w ramach Kina Letniego, Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego. Debatę prowadziła Martyna Wilk z Wrocławskiego Centrum Rozwoju Społecznego, radna Osiedla Powstańców Śląskich, a udział w niej wzięły: Sabina Lubaczewska, Julia Rokicka, Magdalena Rozwadowska oraz Aleksandra Zienkiewicz.

- REKLAMA -
Ad image
Kadr z filmu Kona fer í strið
/ Kobieta idzie na wojnę

Martyna Wilk: Dobry wieczór we Wrocławiu i na Wyspie Słodowej. Zaczynamy debatę społeczną na bardzo ważny temat – o wyzwaniach ekologicznych i klimatycznych, które w równym stopniu dotyczą Wrocławia, jak i reszty świata. Ze mną na scenie są cztery panelistki: Sabina Lubaczewska, Julia Rokicka, Magdalena Rozwadowska i Aleksandra Zienkiewicz. Pierwsze pytanie skieruję do Sabiny Lubaczewskiej. Z czym twoim zdaniem mierzymy się dzisiaj na świecie – z ociepleniem klimatu czy raczej z kryzysem klimatycznym?

Sabina Lubaczewska: Nazywajmy rzeczy po imieniu. To katastrofa klimatyczna. Takiego określenia zresztą zaczęły wreszcie używać media ogólnoświatowe. Najpierw zrobił to „The Guardian”, potem inni poszli za jego przykładem.
Na przykład w 2000 roku mogliśmy się jeszcze zastanawiać i myśleć, jak to będzie, ale teraz już nie ma żartów. Podam przykład – tylko podczas mojego życia stężenie dwutlenku węgla w powietrzu znacząco wzrosło. W tej chwili osiągnęło poziom 415 ppm (co oznacza 415 cząsteczek dwutlenku węgla na milion cząsteczek powietrza – przyp. red.). Ten wzrost nastąpił szybko i w krótkim czasie. Podgrzewamy atmosferę, produkując dwutlenek węgla, a robimy to w różny sposób, przede wszystkim spalając paliwa kopalne. Warto przy tym zauważyć, że przy 600 ppm mamy, jako ludzie, znaczne problemy intelektualne. Nasza ewolucja przebiegała przy stężeniu 185 ppm. A wiecie państwo, że 600 ppm to stężenie, jakie często występuje w klasach naszych szkół? W tym kontekście nie dziwi to, że jak wskazują badania, dzieci 80% wiedzy zdobywają w domu, a jedynie 20% w szkole. Pod koniec stulecia to może być nawet 1000 ppm, co oznacza, że jak ktoś ma dzieci albo wnuki, to powinien się teraz bardzo przejąć. Najwyższa pora, aby się z tym zmierzyć i skonfrontować z faktami.
W tym roku Islandia pożegnała wraz ze swoją premier Katrín Jakobsdóttir lodowiec Okjokull, który w 1901 miał powierzchnię 38 kilometrów kwadratowych. Teraz go już nie ma.
Norwegia z kolei w tym roku odmówiła wydobycia ropy naftowej, co znamienne, wszystkie partie się na to zgodziły, chociaż ropa naftowa zapewniła im bogactwo. No, ale Norwegia to ten z krajów, w których chciałoby się mieszkać.
Wpadam w panikę, gdy czytam takie doniesienia.

fot. Olga Szelc

Martyna Wilk: Nietrudno przy takich informacjach o depresję klimatyczną, która jest już zresztą określana jako jednostka chorobowa.
Magdaleno, twoja działalność biznesowa w dużej mierze jest związana z żeglugą śródlądową. Wiem, że ostatnio byłaś zmuszona zamknąć swoją firmę, i pytanie, czy łączysz to z kryzysem w gospodarce wodnej i z tym, że w rzekach jest coraz mniej wody?

Magdalena Rozwadowska: Zdecydowanie tak. Dwa lata temu zamknęłam firmę, której działalność polegała na oferowaniu klientom przemieszczania się drogą wodną z Wrocławia do Berlina i do Szczecina. Jednostki pływały w dół rzeki. Decyzja o zamknięciu firmy była dobra. Sprawdzałam dzisiaj doniesienia o stanie wody w Odrze. W Malczycach jest jej 28 cm, w Krośnie 7 cm. A więc może lepiej zrobić spacery po dnie rzeki? To taki trochę ponury żart, ale tak naprawdę jest tragicznie. Odra to przecież druga co do wielkości rzeka w Polsce. W tej chwili mamy jednak katastrofalne w skutkach zjawiska. Narastają problemy z suszą, brakiem wody, z drugiej strony – z powodziami. Zmiany klimatyczne już tu są. Niestety będzie gorzej.

Martyna Wilk: Aleksandro, dla wrocławian mniejsza ilość wody w rzekach może być niezauważalna. Wielu z nas jest jednak przekonanych, że dowodem na kurczenie się zasobów wody są usychające we Wrocławiu drzewa. Czy rzeczywiście nasze drzewa usychają przez suszę? I czy warto za wszelką cenę sadzić młode drzewa?

fot. Olga Szelc

Aleksandra Zienkiewicz: Może zacznę nie od bezpośredniej odpowiedzi na pytanie, tylko od pewnej refleksji. Gdy podróżuje się po Polsce, zwłaszcza pociągiem, to zauważa się stałą obecność drzew w krajobrazie. Wszędzie są drzewa, od Południa po Północ. Jesteśmy przyzwyczajeni do krajobrazu z drzewami i towarzystwa drzew. Mamy duże szczęście, że one tu są, bo są przecież takie miejsca na świecie, gdzie jest ich mało albo w ogóle nie ma, właśnie z powodu warunków klimatycznych.
A wracając do twojego pytania, odpowiem, że zmiany dotykają drzew i można to dostrzec. Coraz mniejsze opady i coraz dłuższe okresy suszy z roku na rok powodują, że obniża się poziom wód gruntowych. Drzewa, które mają płytki system korzeniowy, dają oznaki osłabienia albo po prostu usychają. We Wrocławiu ten problem zauważamy głównie w przypadku świerków i brzóz. Mówię o dorosłych drzewach. W nie najlepszej kondycji są również klony, zwłaszcza klony zwyczajne i klony jawory. Można teraz, niestety, oglądać w całym mieście klony z usychającymi blaszkami liściowymi. Jest to związane z budową tych drzew, ale także z mniejszą ilością wody w gruncie. Mamy też problemy z młodymi drzewami. Bardzo trudno przyjmują się dęby szypułkowe, a także wcześniej wspomniane brzozy. Nie jest do końca wiadome, dlaczego tak się dzieje, ponieważ podlewane są jak inne młode drzewa, to jest 70 litrami wody za jednym razem, a w okresach gorących, nawet co kilka dni. Być może ma to związek z systemem korzeniowym, który może ulegać uszkodzeniom. Możliwe, że Uniwesytet Przyrodniczy przyjdzie w tej sprawie z pomocą Zarządowi Zieleni Miejskiej we Wrocławiu i przeprowadzi eksperyment z różnymi gatunkami dębów i wspomagaczami. Będziemy wówczas wiedzieć, jakich sposobów używać, aby dęby szypułkowe przyjmowały się bez problemów. Jak wiadomo, ten gatunek jest nie tylko charakterystyczny dla Polski, ale szczególnie dla doliny Odry. Mamy bardzo dużo dębów oraz chroniony gatunek chrząszcza – to kozioróg dębosz. Jego obecność nie jest jednak dla drzew dobrą wiadomością, dlatego trzeba regularnie uzupełniać nasadzenia.
Eksperymentujemy też z innymi gatunkami z cieplejszych rejonów świata, ponieważ przy tak zmieniającym się klimacie mogą sobie u nas lepiej radzić. Są to na przykład dąb burgundzki, dąb laotański – wersja zimozielona – czy dąb węgierski. Możliwe, że od kolejnego sezonu posadzimy aleję z takich dębów i zobaczymy, jak sobie poradzą. Oczywiście, najważniejsze są gatunki rodzime, natomiast jesteśmy w mieście, chcemy, żeby drzew było jak najwięcej, a więc stawiamy na różnorodność gatunkową i odmianową.

Martyna Wilk: Julio, dziewczyny mówiły sporo o trosce o wodę i zieleń, ale ochrona środowiska naturalnego to także nowe technologie. Inteligentne rozwiązania są wszechobecne i sprawdzają się dobrze m.in. w gospodarowaniu odpadami, w energetyce czy w transporcie.
We Wrocławiu Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe stworzyła największą w Polsce i unikatową w Europie miejską, rozproszoną elektrownię fotowoltaiczną. Mieszkasz na terenie tej spółdzielni. Proszę wyjaśnij nam, dlaczego ta instalacja powstała i co twoim zdaniem wynika lub też może wynikać z jej działania?

Julia Rokicka: Nawiążę może do tego, o czym była mowa wcześniej. Myślę, że wiele osób przeżywa depresję klimatyczną. Ale przyszłam tu, aby zainspirować i dowieść, że jest nadzieja. Opowiem więc o pozytywnych przykładach i o możliwych rozwiązaniach. Nasza spółdzielnia to fenomen. Ona daje przykład całej Polsce i zgłaszają się już do niej inne spółdzielnie. To jest połączenie ekologii, ekonomii i działania wspólnotowego – najlepsza rzecz, jaka może się wydarzyć. Bo dbałość o środowisko to nie tylko troska o przysłowiowe żabki, ale też o życie i komfort życia ludzi.
A jak to wygląda w praktyce? Po rocznym sprawozdaniu z działania paneli fotowoltaicznych, których jest ponad dwa tysiące na 35 budynkach mieszkalnych, już wiemy, że przez cały rok zostało wyemitowanych do atmosfery 600 ton dwutlenku węgla mniej niż przy spalaniu węgla czy innych tradycyjnych metodach ogrzewania. Równie ważna jest strona ekonomiczna tego przedsięwzięcia. Warto wspomnieć, że przy starcie inwestycji mieszkańcy nie musieli za nią płacić. Środki zostały pozyskane z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Była to pożyczka i dotacja. W ciągu roku koszty to 125 tysięcy złotych opłat za energię elektryczną, ale przedtem było to ponad 400 tysięcy. Różnica jest więc ogromna! Prąd w tej chwili zasila części wspólne w blokach, oświetlenie klatek schodowych, windy. Można też przewidzieć, że po 6 latach, gdy zostanie spłacona pierwsza rata inwestycji, rachunki dla mieszkańców za prąd będą o 70% niższe. A przecież ceny energii ciągle rosną. Myślę, że to jest dobry krok i spółdzielnia planuje dalej rozwijać ten pomysł oraz inspirować kolejne wspólnoty. Jesteśmy z tego dumni, cieszymy się z oszczędności i bezpieczeństwa energetycznego. A przecież większość węgla eksportujemy obecnie z Rosji, więc trudno w tym momencie mówić o bezpieczeństwie energetycznym.
Mam tu też kolejne, nieco mniejsze rozwiązanie. To jest ładowarka z panelami fotowoltaicznymi na USB. Mogę ładować nią na przykład telefon. Nie jest to duża inwestycja i jest to urządzenie coraz bardziej wydajne. A więc są rozwiązania, jest więc nadzieja.

Martyna Wilk: Takie pomysły z pewnością pomagają przezwyciężyć depresję klimatyczną, bo najlepszą metodą na nią jest działanie. Inteligentne rozwiązania mogą być wdrażane na wielką skalę, ale także i na mniejszą. Magdaleno, ty masz w swoim domu instalację fotowoltaiczną oraz pompę ciepła. Dlaczego zdecydowałaś się na wprowadzenie takich rozwiązań i jak to zrobiłaś?

Magdalena Rozwadowska: Nie jest to może rozwiązanie jeszcze bardzo popularne w Polsce, natomiast bywa to normą na przykład w Danii. Sami zaproponowaliśmy je naszej architektce, bo niestety architekci tego sami nie proponują. Udało się nam też pozyskać dofinansowanie. Inwestycja trochę trwała. Ale w tej chwili ogromnie się sprawdza i po kilku latach jest też zwrot środków – to się po prostu opłaca. Chciałabym zachęcić państwa do takich rozwiązań po to, aby uniezależniać się do firm energetycznych typu Tauron. A w kraju mamy taki klimat, że musimy to robić oddolnie. Zachęcam do zainteresowania się tym tematem. Za chwilę zresztą sprawdzę i powiem, ile ton dwutlenku węgla dzięki temu zaoszczędziłam.
Zdaję sobie jednak sprawę, że na taką instalację trzeba wydać sporo pieniędzy, ale warto rozmawiać o tym w spółdzielni czy wspólnocie. Szukać dofinansowania.

Co jednak możemy zrobić, aby zmniejszyć emisję dwutlenku węgla we własnym gospodarstwie domowym? Proszę sobie wyobrazić, że 12% emisji pochodzi z hodowli zwierząt. A więc rozwiązaniem jest przejście na wegetarianizm albo chociaż jedzenie mięsa tylko raz, góra dwa razy w tygodniu. To już jest działanie pozytywne dla klimatu. W ten sposób jesteśmy w stanie zaoszczędzić mnóstwo ton dwutlenku węgla. Każda nasza decyzja o posiłku powinna podlegać refleksji, Najbardziej emisyjna jest wołowina. I naprawdę nie musimy od jutra przechodzić na wegetarianizm. Możemy zredukować spożycie, zdając sobie sprawę, że nasze wybory konsumenckie mają wpływ na rynek, a co za tym idzie, również na klimat.

Olga Szelc/ Iceland News Polska

Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu, zachęcamy do obejrzenia.
Recenzję znajdziecie tu – Czy bunt ma jeszcze sens?

Podcast debaty znajdziecie na stronach patrona medialnego – Radia LUZ – TU.

Informacje o panelistkach ze strony organizatora
(Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego):

Sabina Lubaczewska – zaangażowana w ochronę przyrody, m.in. w tworzenie planów i programów ochrony dla parków, rezerwatów i obszarów Natura 2000. W Fundacji EkoRozwoju koordynatorka projektów strażniczych, oceniających skuteczność wdrażania i przestrzegania prawa z zakresu ochrony drzew i siedlisk przyrodniczych i budujących społeczeństwo obywatelskie. Autorka i redaktorka wielu publikacji. Promotorka i współliderka projektów „zielonych” do budżetów obywatelskich;

Julia Rokicka – współzałożycielka i członkini zarządu stowarzyszenia Biorecykling, Przewodnicząca Partii Zieloni we Wrocławiu i członkini Rady Krajowej partii. Na co dzień Biznes Managerka w banku i Koordynatorka Projektów (głównie związanych z nieruchomościami i środowiskiem). Pasjonatka zrównoważonego rozwoju oraz inteligentnych rozwiązań przede wszystkim w gospodarce odpadami, energetyce i transporcie. Wrocławianka, studiowała na Uniwersytecie Wrocławskim i University Libre de Bruxelles. Pracowała m.in. w instytucjach Unii Europejskiej;

Magdalena Rozwadowska – radna Osiedla Ołbin. Prowadzi firmę pozyskującą dofinansowania z funduszy UE, w tym na projekty związane z OZE. Inwestuje w projekty oparte o OZE. Absolwentka programu Pioneers into Practice Climate Kic. Badaczka na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu w projekcie finansowanym z Horyzontu 2020. W swoim domu posiada instalację fotowoltaiczną i pompę ciepła;

Aleksandra Zienkiewicz – absolwentka wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego (kierunki: ochrona środowiska i gospodarka przestrzenna). Współzałożycielka i wieloletnia przewodnicząca Stowarzyszenia Ochrony Drzew „miastoDrzew”, z którym wygrała kilka projektów zadrzewienia i zazieleniania miasta w Budżecie Obywatelskim i zrealizowała dwie edycje wydarzeń związanych z drzewami w ramach Mikrograntów. Działała aktywnie w Towarzystwie Upiększania Miasta Wrocławia i Stowarzyszeniu Akcja Miasto. Redagowała i pisała teksty dla portalu Hipermiasto. Obecnie odpowiada za komunikację i promocję Zarządu Zieleni Miejskiej we Wrocławiu.

Udostępnij ten artykuł