Wyprawa Artura Wysockiego, który objechał zimową Islandię rowerem dobiegła końca. Jednak to jeszcze nie koniec. Artur nadal jest w Islandii i jutro – 2 lutego, o godzinie 16:00 w KEX Hostel, będziecie mogli spotkać się z nim i połsuchać opowieści o wyprawie.
Tymczasem parę słów od Artura o jego ostatnich przemierzanych kilometrach.
THE END – Zapiski z 31/01/2019
Dojechałem na miejsce darmowego pola namiotowego 37 km od Grindaviku. Wspaniałe miejsce. Niektórzy powiedzieliby, opuszczone przez Boga. Wszechobecna biel, na horyzoncie widać, jak rozbija się fala przybojowa. Zakopana do połowy w śniegu przyczepa kempingowa dodaje klimatu. Podobnie jak porozrzucane wraki samochodów.
Malutkie domki obite blachą, któryś to ponoć chatka podróżnika, ale z moich informacji zamknięta. Między blaszanymi domkami znajduje się osłonięte miejsce od wiatru. Wyciągam łopatę i zaczynam przygotowywać miejsce pod namiot. Nagle pojawia się brodaty jegomość.
Uśmiecha się od ucha do ucha i wyciąga rękę na powitanie. Czuję jak lustruje dokładnie moją postać. Łopata i overboty robią chyba na nim największe wrażenie. Coś mi podpowiada, że to człowiek „zima”.
– Zostaw łopatę i chodź za mną.
– Tylko dokończę – w sumie już kończę. Ostatni sztych łopatą i gotowe.
Dobra idę za nim, bo się obrazi.
Brniemy w śniegu, dochodzimy do blaszanego domku. Jegomość wyciąga klucze.
– To domek podróżnika, zamieszkaj w nim. Teraz chodź do domu, coś zjemy.
– OK. W sumie byłem zmarznięty. Brniemy w śniegu dobre 5 minut. Kątem oka widzę dwójkę dzieciaków na podwórku. Bawią się – kopią jamę śnieżną, każdy swoją. Widzę, że mają niezły ubaw, śmiech miesza się z wiatrem. W progu domu wita nas ślepy pies. Jego martwe oczy zaciągnięte bielmem nawet nie drgną. Jako dobry zwierzak przydomowy przychodzi się przywitać. Widać, że wspomaga się węchem i słuchem. Fajne kudłate psisko.
Gdy tylko zdejmuję buty, dostrzegam na ścianie wspaniałe drewniane ręcznie robione rakiety śnieżne. Właściciel na głośne „wow” pokazuje rocznik wybity w drewnie – 1944, i numer znamionowy – 304. Takiego cuda dawno nie widziałem. Dogadaliśmy się od razu. Wspaniały człowiek.
***
Nagle uświadomiłem sobie, że przecież coś się kończy. Chciałem oszukać przeznaczenie i wydłużyłem trasę. Niestety nie mogę, jak pani w sklepie powiedzieć: „mogę być winny grosik” i jechać dalej. Dojeżdżając do lotniska w Keflaviku spojrzałem się za siebie. Zobaczyłem zachodzące słońce, mnóstwo bieli, języki śniegu lecące po asfalcie.
Naprawdę nie miałem ochoty jechać dalej. Najchętniej obróciłbym się na pięcie i zrobił okrążenie w przeciwną stronę. Niestety zabrakło mi odwagi…
Okrążenie Islandii / samotnie / styczeń / 1590 km przejechanych / 02.01.2019 – 31.01.2019
Projekt zakończony / zbiórka na Hospicjum trwa – TU.
Zachęcamy do śledzenia strony Artura – Podróże z Tabakierą.
Więcej o wyprawie i przygodach Artura: