Znany już chyba wszystkim rodakom na Islandii, Artur Wysocki, jest coraz bliżej Reykjaviku. Cały czas śledzimy jego postępy i przygody, mocno trzymamy kciuki, aby islandzka ziemia okazała się łaskawa dla tego śmiałka.
Z całych sił wspieramy jego samego, jak i akcję, którą promuje. Bo powinniśmy pamiętać, dla kogo to robi. Każdy oddech, kilometr, wszystkie niewygody i zachwycające zdjęcia oraz relację dla Was motywuje zbiórką pieniędzy na rzecz Puckiego Hospicjum pw. św Ojca Pio.
Dziwna noc ( zapiski z 24 stycznia )
Dzień piękny, wiatr niby zamilkł. W okolicy lodowców budzi się z całą wściekłością. Jest wredny i dosyć brutalny. Zmienia kierunek, siłę jak mu się podoba. Z czasem uczę się „przewidywać jego wybryki”. Wyłomy skalne, obniżenia, zatoczki – tam może się zeźlić. Czasami pokazuje swoje zamiary śnieżnymi warkoczami. Nie zawsze odczytamy je prawidłowo.
Poklepie po plecach, pomoże przez 200 metrów, by potem drwić przez 500 metrów.
***
Dość jedzenia w proszku. Zarządziłem strajk. Zatrzymuję się na stacji, gdzie zamawiam hamburgera z frytkami. Znikł zanim się pojawił. Sam nie wiem, jak to zrobiłem, przez chwilę wydawało mi się, że go nawet nie podano.
***
Hamburger miał moc, niewątpliwie. Nawet wiatr zmienił kierunek. Sił jakby więcej. Ogromny księżyc, zorza. Blada bo blada, ale jest. Dochodzi godzina 21, a mnie cały czas chce się pedałować. Magiczny hamburger?
Noc zbyt piękna, aż kiczowata. Ogromny naburmuszony księżyc wychodzi z oceanu, niebo bezchmurne daje mu się pokazać w całej okazałości. Gwiazdy, w tle słabiutka zorza przyćmiona jasnością księżyca.
Naprzeciwko zatrzymuje się samochód. Włącza światła awaryjne, potem koguty.
– Co tutaj robisz? – pada pytanie. W odpowiedzi gaszę czołówkę. Słyszałem, że islandzcy policjanci są bardzo pozytywnie nastawieni. Noc jest ładna, to i mnie humor dopisuje.
– A jeżdżę sobie – odparłem.
– Wiesz, że jest noc, a ty jesteś na pustyni? Tutaj nic nie ma. Zginiesz tutaj.
To na pustyni chyba nie do końca trafne, bo to pole lawy. Chciałem sprawę zakończyć i jechać dalej.
– Jakby to powiedzieć, przejechałem 1200 km, to moje ostatnie 300 km. Jestem przygotowany na to, by zakopać się na 10 dni w śniegu i przeżyć. Także dam sobie radę.
– A światła gdzie? Sięga do tyłu. Oczami wyobraźni widzę, jak wyciąga broń, ale islandzcy policjanci jej nie mają. Co najwyżej może sięgnąć po kajdanki.
– Światło wyłączyłem, żeby pana nie razić.
– No dobra jedź już, tylko uważaj na siebie.
***
Rozbiłem namiot niedaleko wodopoju reniferów, przynajmniej o tym świadczyły ślady.
Normalnie nie powinno być tak daleko na południu reniferów, ale ta zima jest inna. Inna od wszystkich, dla mnie i dla reniferów.
Ściskam kubek herbaty i patrzę, jaki kicz…
Jak pięknie…
***
Zapiski / przy kawie (z 22 stycznia )
Ludzie różnie reagują na widok objuczonego rowerzysty zimą.
Widziałem z dwa „fucki”.
Widziałem kilkadziesiąt pozdrowień.
Czasami ludzie się zatrzymują, chcą porozmawiać, pomóc. Zawsze im dziękuje. Nawet nie wiedzą, że zostawiają coś cenniejszego. Coś czego nie kupisz, nie sprzedaż. Możesz tylko to coś, dać lub otrzymać.
Godzina 20:10 – 70 / km od Hofn
Śnieżyca powoduje, że widać tylko słupki wyznaczające drogę. Baterie w czołówce, są na tyle słabe, że nie są w stanie oświetlić pobocza. Musze je wymienić, normalnie trwa to minutę, w takich okolicznościach trwa wieczność.
Przejeżdża samochód.
– Hej, potrzebujesz pomocy?
– Nie dzieki radzę sobie – dalej gmeram przy bateriach.
– Jedzenia, picia, schronienia?
– Wszystko mam dziękuje.
Odjeżdżają to Francuzi, bardzo mili. Widać, że byli przejęci sytuacją.
Po wymianie baterii, znajduje miejsce w skałach. Na tyle osłonięte, że w razie wichury powinienem być bezpieczny. Śnieg głęboki na około pół metra, daje dodatkową osłonę przed wiatrem. Przygotowanie miejsca pod namiot, rozbicie go zajmuje około 40 minut.
Noc wspaniała, ogromny księżyc. Szum rzeki miesza się z piekleniem się oceanu. Mrozek skrzypi. Gorąca herbata smakuje jak nigdy.
Rano okazuje się, że namiot pokrył się częściowo lodem, wydłuża to czas składania obozowiska. Kończę go zwijać i pakuje sakwy. W zimie wszystko trwa dłużej. Jeszcze 3 x 200 metrów przez śnieg. Kolejno wynoszę sakwy: przód z workiem, sakwy tył z śpiworem, rower.
Pakuje majdan, juz mam dosyć, a dzień się dopiero zaczął.
Zatrzymuje się auto.
– Hej przyjacielu – to ci Francuzi z wczoraj.
– Całą noc myślelismy o tobie. Martwilismy się czy wszystko ok.
Tak, takie słowa dodają sił, już nie jestem zmęczony jadę dalej. Viva la France.
————-
Więcej o wyprawie i przeżyciach Artura przeczytacie na stronie FB – TU i w artykule W pogoni za zorzą, czyli samotna próba okrążenia Islandii na rowerze.
Artur Wysocki podjął się tego wyzwania aby zebrać pieniądze dla hospicjum. Zbiórka odbywa się TU.
Artur Wysocki