Islandzki zespół brzmiący jak rasowi bluesmani z Ameryki swoją drugą płytą „A/B” szturmem podbił światowe listy przebojów, sprzedając album w ponad 175 tysiącach kopii. Na nasze pytania pędząc między Mosfellsbaer a Austin odpowiada JJ Julius Son, czyli Jökull Júlíusson.
Kaśka Paluch: Ze swoją muzyką daleko odbiegacie od tego, co świat kojarzy z „muzyką islandzką”. Onirycznym Sigur Rós czy awangardową Bjork. Słyszałam nawet krytykę, że islandzkie zespoły coraz bardziej przypominają zachodnie i tracą to charakterystyczne „coś”.
Kaleo: Mogę mówić tylko za siebie i swoją muzykę. Pochodzę z Islandii, to prawda. Ale muzyka, która robię nie jest specyficzna dla Islandii nie ma też brzmieć „jak z Islandii”. Brzmi tak jak to, co się zgadza w mojej głowie.
Kiedyś powiedziałeś, że koncepcja albumu „A/B” koresponduje z jasną i ciemną stroną życia albo dnia, tak jak dwie różne są strony płyty winylowej. Jedna bardziej melancholijna, druga energiczna. Która dominuje w twoim życiu?
Każdy dzień jest inny. Moje utwory są bardzo różne. Czasem czujesz się świetnie, czasem – nie. Pomyślałem, że ta koncepcja będzie dobrym sposobem na pokazanie zróżnicowania mojej muzyki.
Inspirujesz się brzmieniem amerykańskim, ale wasze klipy pokazują Islandię, graliście też w wulkanie Thrihnukagigur. Ważne jest dla was pokazywanie islandzkiej natury światu?
Nie tylko Ameryką się inspiruję. Bardzo wieloma rzeczami i miejscami. Oczywiście, jestem dumny z tego skąd pochodzę i mam ogromne szczęście, że mam taką możliwość – pokazania niezwykłych scenerii, które znajdziemy na Islandii.
Kiedy piszesz lubisz być w tym otoczeniu?
To zależy od utworu. Każdy powstaje w inny sposób i czasami rzeczywiście, lubię łączyć się z konkretnym uczuciem albo nawet miejscem, w którym komponuję. Bardzo dużo piszę kiedy wracam do domu, do Islandii. Bardzo łatwo tu o natchnienie.
A te amerykańskie inspiracje skąd się wzięły? Własne fascynacje czy na przykład rodzice „karmili” cię takimi brzmieniami?
Kiedy dorastałem, mój ojciec pokazał mi bardzo dużo muzyki z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, to były głównie zespoły brytyjskie. Sam byłem fanem muzyki przez całe swoje życie, uczyłem się też grać klasycznie na fortepianie. To sprawiło, że wchodziłem bardzo głęboko w niemal wszystkie gatunki muzyki i dokopałem się do bluesa, jazzu i klimatu lat 30., który możesz usłyszeć w muzyce Kaleo.
Rosnąca popularność turystyczna Islandii ma jakieś znaczenie dla bycia tu muzykiem?
Jestem dumny z bycia Islandczykiem i kocham swój dom. Choć moja muzyka nie ma wiele wspólnego z tym, skąd pochodzą. Ludzie z całego świata słuchają jej, a żeby to robić nie muszą mieć świadomości ani być w jakiś sposób połączeniu z tym, skąd pochodzę. To, że świat skupia się dziś na Islandii jest wspaniałe moim zdaniem. Mamy wielu turystów w tym momencie, co jest dobre dla biznesu. Jestem jednak zmartwiony naturą i tym jak ona to przetrwa.
Kilka tygodni temu usłyszałam wasz singel w jednej z polskich rozgłośni, wśród 50 najlepszych piosenek z całego świata z minionego roku. Czy spodziewaliście się takiego sukcesu?
Zawsze mam wysokie wymagania względem siebie, ale oczywiście jestem szczęśliwy i czuję się szczęściarzem mogąc robić to, co kocham. I to dla ludzi z całego świata. To jest błogosławieństwo. Nie ma wątpliwości.