Domowe Melodie to Justyna Chowaniak, która śpiewa, pisze i komponuje, grający na kontrabasie Staszek Czyżewski oraz grający na perkusji i gitarze Kuba Dykiert.
Po koncercie, który odbył się 18 lipca w Nordic House w Reykjaviku widać, że muzyka którą tworzą jest ich prawdziwą miłością i pasją. Udaje im się spełniać swoje muzyczne marzenia, o czym Justyna opowiedziała w rozmowie z Martą M. Niebieszczańską z Iceland News Polska.
Justyna Chowaniak: Przyjechaliśmy na Islandię i od razu pierwszego dnia daliśmy koncert. I tak przez kolejne 3 dni, bez przerwy. Teraz, akurat przed Reykjavikiem, mieliśmy chwilę, żeby odpocząć. Islandia zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Jeździmy z otwartą buzią i podziwiamy. Planeta… Znaczy kraj nie z tej ziemi.
Marta M. Niebieszczańska: Jak to się stało, że wybraliście właśnie Islandię?
Justyna Chowaniak: To było moim marzeniem już od dłuższego czasu. Zawsze chciałam przyjechać do Islandii, ale nigdy nie sądziłam, że uda się przyjechać tu, aby zagrać koncerty.To już jest jakby przerost marzeń. Akurat tak się stało, że Dawid Stabik był na jednym z naszych koncertów i padła z jego strony propozycja zorganizowania trasy koncertowej w Islandii. Oczywiście od tej propozycji do finału rozpisanej trasy minęło trochę czasu, ale tak naprawdę, gdyby nie Dawid to by się nie udało.
M.M.N.:Jesteście przykładem na to, że marzenia się spełniają.
Justyna Chowaniak: Marzenia się spełniają, ale w to wszystko uwierzę chyba dopiero wtedy, jak wrócę do Polski. Na koncercie, który zagraliśmy w Nordic House, na widowni, przeważali Polacy. Graliśmy w Islandii również takie koncerty, na których byli sami Islandczycy. Odbiór naszych piosenek przez ludzi, którzy kompletnie nie znają naszego języka, nie znają kultury, był niesamowity. Śpiewamy po polsku i jesteśmy pod dużym wrażeniem tego, jak nasze piosenki odbierają Islandczycy. Dało nam to dużego kopa, ponieważ było dowodem na to, że jeśli robisz muzykę po polsku nie znaczy, że nie możesz podróżować z nią po świecie i koncertować.
M.M.N.: Muzyka łączy?
Justyna Chowaniak: Muzyka łączy zdecydowanie. Tak się czuliśmy przez ostatnie dni podczas naszych koncertów. Dzisiaj poczuliśmy się trochę, jak w Polsce i to też było piękne. Super, że tyle osób przyszło.
M.M.N.: Który z tych koncertów w Islandii, zrobił na tobie największe wrażenie?
Justyna Chowaniak: Który zrobił na mnie wrażenie? Chyba ten najmniejszy, który zagraliśmy w Blóndus. Bardzo mała miejscowość. Okazało się, że w dniu, w którym graliśmy koncert, były dwa wesela w miasteczku, więc była naprawdę garstka osób.
To było niesamowite… To był najmniejszy koncert, jaki zagraliśmy do tej pory. Po koncercie wszyscy we trójkę stwierdziliśmy, że ten koncert był dla nas bardzo wyjątkowy. Chyba też przez to, że uświadomił nam, jaką radość sprawia nam muzyka i jak niewiele nam do szczęścia potrzeba, żeby ją grać.
To był taki malutki, domowy koncert i zagraliśmy go w Islandii. To było coś.
M.M.N.: Plany na drugą płytę?
Justyna Chowaniak: Na razie nie chcę jeszcze o tym mówić, mogę tylko zdradzić, że szuflada się przepełnia.
Myślę, że po wakacjach wypełnionych koncertami, zrobimy sobie chwilę odpoczynku. Decyzję o tym, czy zabieramy się za drugą płytę podejmiemy później…. ale nie powiem nic więcej, bo nie chcę zapeszać.
M.M.N.: Z czym po paru dniach bycia w Islandii kojarzy Ci się ten kraj?
Justyna Chowaniak: Chyba najbardziej z zielenią, przestrzenią i powietrzem. To jest coś, czego tu jest w nadmiarze. I jeszcze chyba z czystą wodą i uświadomieniem sobie tego, jak niewiele człowiekowi potrzeba do szczęścia, jak bardzo współistniejemy z naturą. Tu jest się częścią natury a nie jej władcą.
To jest przepiękne w Islandii, to mi się bardzo podoba, że faktycznie większość rzeczy jest tak zorganizowana, żeby naturze nie przeszkadzać w swoim byciu. I ta natura też się odwdzięcza, bo jest np woda, którą można pić, która jest przepyszna i świeże powietrze, którym, chcesz się zachłysnąć. To jest niesamowite. Wydaje mi się, że inne kraje powinny się uczyć od Islandii…
M.M.N.: Planujecie inne, zagraniczne koncerty w najbliższym czasie?
Justyna Chowaniak: Nie planujemy na razie nic konkretnego. Mamy kilka państw, które chcielibyśmy odwiedzić, ale chcemy jeszcze troszeczkę pograć w Polsce. Zobaczymy, jak to się ułoży organizacyjnie.
Naszym busem na pewno popodróżujemy trochę po świecie, ale gdzie konkretnie to jeszcze nie wiem. Mamy kilka zaproszeń, ale konkretów nie jestem w stanie powiedzieć.
M.M.N.: Czyli najpierw Polska?
Justyna Chowaniak: Jeszcze chwilę Polska. Później Portugalia, może Wielka Brytania… Mamy w marzeniach Nową Zelandię, ale to może za rok. Zobaczymy. Generalnie staramy się spełniać swoje marzenia i tyle.
M.M.N.: Jak to się stało, że zaczęliście grać razem? Wasze piosenki mają w sobie prawdziwie silną energię. Wasza muzyka jest wypełniona emocjami. Opowiedz, jak to się zaczęło? W którym momencie zaczęliście grać z pomysłem, że z tego będzie coś więcej, że będziecie nagrywać płytę?
Justyna Chowaniak: Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni odbiorem naszych piosenek. To trwało i rodziło się długo w mojej głowie. Wydaje mi się, że takim przełomowym wydarzeniem dla domowych było zakupienie przeze mnie pianina, o którym marzyłam od czasu wyprowadzenia się z domu.
Kupiłam je zanim tak dobrze poznałam chłopaków. Jak się okazało mamy sporo wspólnych znajomych, ale wcześniej jakoś nie mieliśmy okazji ze sobą grać.
Po tym, jak kupiłam sobie pianino, piosenki zaczęły się sypać i te wszystkie emocje pochowane głęboko zaczęły się uzewnętrzniać, ubierać w melodie i jakoś tak jedna za drugą. Swoje utwory i kompozycje wysyłałam czasem do przyjaciół. Robiłam to dla przyjemności, tak, aby mieli jakieś piosenki dla śmiechu, dla zabawy, po prostu chciałam się nimi podzielić. To oni po części zaszczepili u mnie myśl zrobienia z tego płyty. Wydanie płyty jest poważnym wyzwaniem i wiedziałam, że te piosenki potrzebują czegoś więcej, takiego ubrania w instrumenty. Siedząc przy pianinie i pisząc, myślałam o tym, kiedy i gdzie w utworze pojawiają się inne instrumenty. Wyobrażałam sobie, kiedy gra kontrabas, a gdzie powinien być bęben.
Tak naprawdę na Staszka i Kubę trafiłam zupełnie przez przypadek. Kiedyś zaprosiłam ich do siebie i zagraliśmy kilka piosenek. Jakoś zaiskrzyło… Nie było takiego boom…! Że już szybko robimy coś wspólnie i podbijamy świat! Fajnie nam się grało razem i tyle. I nagle utwory, które skrobałam po cichu, siedząc w domu, dostały nowe życie. Jedną z naszych prób, kiedy graliśmy Zbyszka i się poprzebieraliśmy, nakręcił Grajpar i stwierdziłam, że taki będzie nasz pierwszy teledysk, właśnie taki. No i wtedy poszło.
M.M.N.: Kiedy to było?
Justyna Chowaniak: To było 1 kwietnia 2012 roku, a rok później, po opublikowaniu teledysku, dowiedzieliśmy się, że w Prima Aprilis imieniny obchodzi Zbyszek i Grażyna. Wiele osób pytało, czy nasz teledysk to z okazji Prima Aprillis?
[youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=t1″]
M.M.N.: Czy Zbyszek, o którym śpiewasz istnieje?
Justyna Chowaniak: Zbyszek jest. Zbyszek jest, ale nie mogę powiedzieć gdzie. Jest obecny na tym świecie.
M.M.N.: Wracając jeszcze do muzyki. Mówiłaś, że tworząc, grając sama na pianinie słyszałaś melodie, czyli Ty jesteś tym motorem napędzającym zespół. W tej chwili wszyscy pracują razem, ale mam wrażenie, że to Ty byłaś zapalnikiem, który wszystko zapoczątkował.
Justyna Chowaniak: No… jakby tak. No… Tak.
M.M.N.: Czyli Ty piszesz teksty i muzykę?
Justyna Chowaniak: Przychodzę do chłopaków z jakby gotowym tekstem i muzyką. Wtedy siadamy sobie w trójkę i rozkładamy to na poszczególne instrumenty, ale przekonałam się już nie raz, że najlepiej mi się pisze, kiedy jestem w samotni i dopiero później wychodzę z ziarenkiem do świata.
M.M.N.: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę
Justyna Chowaniak: To ja dziękuję.