Relacja ze spotkania, które odbyło się podczas drugiej edycji Gdańskich Targów Książki. Gościem honorowym wydarzenia była Islandia.
Spotkanie prowadził profesor Dariusz Rott, tłumaczył Jacek Godek. Udział w nim wzięli: Einar Kárason, islandzki pisarz, Anna Świerczyńska, redaktor inicjująca (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego) oraz Fabian Cieślik, wydawca (Marpress).
„Sztormowe ptaki” w przekładzie Jacka Godka ukażą się w Polsce na jesieni 2019 roku, w serii z żurawiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dariusz Rott: W tym roku w Gdańsku jesteśmy świadkami bezkrwawego najazdu Wikingów. Można wręcz powiedzieć, że jest to najazd intelektualny, literacki i że się z niego bardzo cieszymy.
Witamy więc serdecznie naszego gościa, pisarza i poetę, autora – choć nie lubię tego słowa, ale jednak go użyję, bo jest tu uzasadnione – kultowej powieści „Wyspa diabła”. Czternasta powieść to właśnie „Sztormowe ptaki”, które już wkrótce będziemy mogli przeczytać po polsku. Jest też z nami redaktor Anna Świerczyńska z Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Jacek Godek, tłumacz literatury islandzkiej, znawca islandzkiej kultury, a także Fabian Cieślik, szef Marpress, wydawnictwa specjalizującego się w prozie marynistycznej. Pozwolą Państwo, że zacznę od zapytania tłumacza – panie Jacku, jakie było pana pierwsze wrażenie po lekturze islandzkiego oryginału?
Jacek Godek: Pomyślałem, że to przede wszystkim poruszająca do głębi proza. Ale druga myśl była taka, że to będzie trudne do przetłumaczenia, bałem się, że nie dam rady. W tej książce wiele jest fachowego słownictwa żeglarskiego, rybackiego, na szczęście mam znajomych marynarzy, którzy mi pomogli. Tłumaczenie tej książki było więc i wyzwaniem, i wielką przyjemnością, ponieważ Einar ma niezwykły talent narracyjny.
Dariusz Rott: Pani Anno, a co pani dostrzegła w tej prozie, co panią urzekło?
Anna Świerczyńska: „Sztormowe ptaki” to kapitalna nowela, rzeczowa, konkretna, realistyczna, poruszające takie tematy jak: morze, walka o przetrwanie, codzienne zmagania rybaków, ale także bardziej uniwersalne, jak solidarność i wspólnota.
Dariusz Rott: Bardzo się cieszę, że tą pozycją zainteresowało się wydawnictwo akademickie, że podjęli Państwo trud stworzenia serii, w której jest wydawana literatura piękna. Skąd ten pomysł?
Anna Świerczyńska: Chcieliśmy rozszerzyć grono czytelników. Stworzyliśmy serię Mundus – w niej wydajemy literaturę faktu. Kolejna jest seria z żurawiem. W niej właśnie ukażą się „Sztormowe ptaki”.
Dariusz Rott: Mamy też tutaj szefa wydawnictwa Marpress. Będą Państwo ponownie wydawać „Wyspę diabła”?
Fabian Cieślik: Jesteśmy spadkobiercą duchowym wydawnictwa morskiego, więc jest to dla nas naturalna kontynuacja.
Dariusz Rott: „Sztormowe ptaki” to nie jest literatura łatwa, jest to też literatura mocna. W czytanych przeze mnie fragmentach dźwięczy proza hemingwayowska, dziś nieco zapomniana, a to jest przecież klasyka literatury. Panie Jacku, jak pan, jako tłumacz, mający do czynienia z oryginałem, ocenia język tej powieści?
Jacek Godek: Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim język rybaków. Ale dodam też, że czytałem książki Einara i w każdej z nich jest podobna płynność, podobna narracja. A więc jeśli jest to język hemingwayowski, to nie jest to moja zasługa, ale samego autora.
Dariusz Rott: Czy możemy słuchaczom przybliżyć, o czym jest ta książka? Co zainspirowała tę opowieść?
Einar Kárason: „Sztormowe ptaki” to opowieść o najcięższej, najstraszniejszej pogodzie, jaka zdarzyła się w roku 1959 u wybrzeży Nowej Funlandii. Piszę o rybakach, pracujących na trawlerze i zmagających się z żywiołem. W tamtych czasach, pracując na morzu, było się jakby żołnierzem na pierwszej linii frontu.
Dariusz Rott: Jest to historia 32 rybaków, walczących z niewyobrażalnie groźnym sztormem, opowiedziana przez dwóch narratorów, młodego majtka imieniem Larus, imiennika statku „Mewa” oraz bosmana, czułego twardziela i poetę w jednym. Czy macie Państwo jakieś pytania do naszego gościa?
Pytanie z sali: Czy pan miał jakieś doświadczenia związane z pływaniem na rybackim kutrze? Czy pochodzi pan z takiej rodziny?
Einar Kárason: Tak, pochodzę z rodziny rybackiej. Od dwudziestego roku życia przez cztery sezony oraz przez jedną zimę pływałem i pracowałem na morzu. W sumie byłem dwa lata na różnych jednostkach, w tym trzy miesiące na trawlerze. A więc ta książka powstała także z mojego doświadczenia.
Dodam, że obecnie na trzy miesiące muszę wejść w skład parlamentu islandzkiego jako zastępca posła. Wprawdzie jest to zajęcie nudne, ale kto wie? Może znajdę nową inspirację do pisania! (śmiech).
Dariusz Rott: Dodam tu, że Einar w którymś z wywiadów powiedział, że trzydzieści lat temu przeczytał rozmowę z rybakiem, który wówczas znajdował się na jednym z tych statków i od tego czasu ta historia za nim „chodziła”. A więc – chociaż książka powstała w miesiąc, tak naprawdę myślał o niej wiele, wiele lat.
Pytanie z sali: Mam pytanie o warsztat pisarski. Jak się tworzy takie skondensowane, treściwe utwory, czy pan najpierw pisze, a potem wykreśla, redaguje czy też ta powściągliwość formy jest wrodzona?
Einar Kárason: We wszystkich biografiach pisarzy, które czytałem, to wygląda tak, że najpierw pisze się cały dzień, a potem wieczorem dużą część wykreśla. Któryś z nich powiedział nawet, że „dziś postawiłem jedną kropkę, a wieczorem ją wykreśliłem” (śmiech).
Biografie pisarzy czytałem z uwagą od ósmego roku życia, bo wtedy właśnie postanowiłem zostać pisarzem. Dlatego sam mam często wyrzuty sumienia, ponieważ piszę tak, że nic nie wykreślam, ewentualnie coś dodaję. Nie piszę też od samego rana, zaczynam około dwunastej i kończę o czternastej (śmiech). A jeśli chodzi o „Sztormowe ptaki”, to tak długo myślałem o tej książce, że gdy siadałem do pisania, znałem ją na pamięć. Zacząłem pisać 1 stycznia 2018 i skończyłem 31 stycznia 2018.
Piotr Milewski (pisarz, podróżnik): Co decyduje o momencie, w którym zaczyna pan pisać? Bo dwadzieścia lat mieć w głowie książkę i wytrzymać bez pisania? I jeszcze drugie pytanie, czy gdyby nie był pan Islandczykiem, to też pisałaby pan książki?
Einar Kárason: Aby zacząć pisać, muszę mieć dużo energii. Dlatego też zawsze najpierw staram się uporać ze wszystkim, co pisaniem nie jest, płacę rachunki, odpisuję na maile.
A gdybym nie był Islandczykiem, to byłbym gdzieś na peryferiach, a stamtąd przecież pochodzą pisarze. Ponieważ ci, którzy rządzą, są zawsze w centrum, a ci, którzy o nich piszą, mieszczą się na peryferiach. Patrzą na władców świata, śmieją się z nich i opowiadają o nich historie. Tak to jest.
Anna Świerczyńska: Myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, gdy powiem, że w powieści marynarze zabierają na pokład dwie skrzynie pełne książek, wypożyczonych z biblioteki miejskiej w Reykjaviku. Nie ukrywam, że mi to zaimponowało. Czy to prawda? Czy do dzisiaj rybacy zabierają na pokład książki?
Einar Kárason: Tak, jest taki zwyczaj. W miejscowości, z której pochodzę, władze miejskie zawarły takie porozumienie z biblioteką. Przez dwa lata, gdy byłem na morzu, bardzo dużo czytałem. Potem zatrudniłem się na trzy tygodnie na statku z Wysp Owczych, ale niestety nie było tam książek. Za to pierwszy oficer należał do sekty anababtystów i dał mi trzy cienkie broszury na temat swojej wiary, których nauczyłem się na pamięć.
Dzisiaj, myślę, na statkach głównie używa się internetu. Z drugiej strony prawda jest taka, że na Islandii jest wszędzie dużo książek, to nie jest zjawisko klasowe, wszyscy je czytają.
Olga Knasiak (blog: Polka na Islandii): Czy to jest bardziej książka o przeszłości, czy też tak wygląda życie codziennie rybaków i obecnie? Czy myślałeś o tym, aby zostać rybakiem? Miałbyś dużo czasu na czytanie!
Einar Kárason: Wiele się zmieniło, jest mniej wypadków na morzu. Po prostu dzisiaj nikt by nie wypłynął, bo pogodę można przewidzieć na wiele dni naprzód, mamy precyzyjne prognozy. A więc moglibyśmy razem popłynąć na morze całkiem bezpiecznie (śmiech).
Kiedy wstępowałem w związek małżeński 40 lat temu, moja żona myślała, że jestem po prostu rybakiem i widziała w tym pewne zalety, na przykład taką, że nie będzie mnie czasem w domu.
A więc kilka lat temu na urodziny dostałem od niej możliwość zdawania egzaminu na sternika, który zdałem i mam papiery.
Podobnie, jak jeden z moich ulubionych pisarzy, Joseph Conrad (Józef Korzeniowski) najpierw pływałem, a potem pisałem. Ale absolutnie się nie porównuję (śmiech).
Relację przygotowała i zredagowała Olga Szelc/GMT Group/Iceland News Polska.
Tłumaczył Jacek Godek.
Einar Kárason urodził się w 1955 roku. Początkowo publikował wiersze, w 1981 roku wyszła jego pierwsza powieść Guðjón. Dwa lata później ukazały się: Wyspa diabła, Złota wyspa i Ziemia przyobiecana. Wyspa diabła została w Islandii sprzedana w 30 tys. egzemplarzy i stała się powieścią kultową.
Fragment powieści „Sztormowe ptaki” znajdziecie na stronie wydawnictwa – TU.