Festiwal Narodów – Podsumowanie – Zdjęcia i Film

Dodane przez: INP Czas czytania: 2 min.

Festiwal Narodów już za nami. Dobra zabawa, przysmaki z wielu zakątków świata, a także muzyka, wszystko to co sprawia że na festiwalu pojawiają się setki ludzi. Frekwencja może nie dopisała tak jak w zeszłym roku, a i regionalnych potraw jak by było mniej, jednak zabawa i tak była przednia. Bardzo szkoda, że po raz pierwszy, od początku istnienia festiwalu, zabrakło polskiego stoiska. Przykro nie dla tego, że nie było bigosu, pierogów, czy żurku, przykro dlatego że jako największa mniejszość narodowa w Islandii, nie braliśmy czynnie udziału w Festiwalu Narodów. Tym bardziej że ubiegłych latach polskie stoisko było najbardziej oblegane, mieliśmy największy wybór potraw do spróbowania, promocyjne ulotki np. o Krakowie były z zachwytem oglądane przez Islandczyków, i po festiwalu zawsze był powód do dumy. Niestety nie w tym roku. Jedynym w przenośni i dosłownie pozytywnym polskim akcentem podczas festiwalu, była wystawa fotograficzna zaprezentowana przez „Pozytywnych” – Polskie Towarzystwo Fotograficzne na Islandii pt. „Moje Miasto”. Krzywo, bo krzywo, ale była. I cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem ze strony obcokrajowców.
Nic tak jednak nie przykuło uwagi, i nie podzieliło publiczności, jak koncert islandzkiego artysty Haffi Haffa, i jego charyzmatycznego ochroniarza, filmującego cały koncert telefonem komórkowym, i nieodstępującym go na krok. Jednym się podobało, inni byli zażenowani. Haffi Haff zagrał jako gwiazda festiwalu, czyli pod sam koniec, gdy na hali pozostał już tylko mały odsetek uczestników festiwalu. I co ciekawe, dużo osób opuściło halę na kilka minut nim Haffi Haff pojawił się na scenie. I niech żałują, bo z całym szacunkiem dla jego umiejętności wokalnych oraz głosu, i troszkę mniejszym wobec jego umiejętności zmysłowo-ruchowych, zresztą bardzo charakterystycznych, było naprawdę bardzo.. wesoło.
Wielkie podziękowania dla Pauline McCarthy oraz SONI (Society of New Icelanders), Czerwonego Krzyża, wolontariuszy z Seeds, oraz wszystkich biorących udział w festiwalu. Warto coś takiego organizować. Warto także brać udział. My Polacy, w przyszłym roku, musimy postarać się podwójnie, bo pozostał niesmak, paradoksalnie właśnie dlatego że nie było polskiej kuchni.

Udostępnij ten artykuł