Profesor ekonomii Gylfi Zoega napisał na zlecenie kancelarii premier Islandii, Katrín Jakobsdóttir, raport dotyczący potencjalnego wzrostu płac. Profesor oszacował, że płace powinny wzrosnąć maksymalnie o 4%.
Uważa, że większy wzrost przyspieszyłby inflację i zniwelował ewentualne zyski pracowników. Szacowany wzrost jest znacznie niższy od poziomu akceptowalnego dla związkowców, i może on zostać wykorzystany przez ministra finansów Bjarniego Benediktssona do odrzucenia żądań pracowników. Benediktsson jest ministrem finansów przez większość ostatnich pięciu lat, z wyjątkiem krótkiej przerwy w zeszłym roku, podczas której piastował stanowisko premiera, i przez cały ten okres konsekwentnie sprzeciwiał się wzrostom wynagrodzeń.
Þórunn Sveinbjörnsdóttir, przewodnicząca Związku Pracowników z Wyższym Wykształceniem (BHM), nie jest entuzjastycznie nastawiona do szacowanego wzrostu płac, ale z zadowoleniem przyjmuje fakt, że w sprawozdaniu dostrzega się problemy pracowników, takie jak zbyt mała liczba mieszkań i ich wysokie ceny. Wielu członków BHM pracuje na państwowych posadach, a ich zarobki wzrosły bardziej niż w sektorze prywatnym.
Wyjątek stanowią położne. Niedawno podpisały one porozumienie, które zrównuje ich płace z płacami na innych stanowiskach pielęgniarskich, ale to i tak znacznie mniej niż chcą osiągnąć. Położne pozostawały bez porozumienia przez ponad rok, a nowe wygasa dopiero w przyszłym roku. W 2015 roku członkowie związków przeprowadzili długi i problematyczny strajk w biurze komisarza okręgu stołecznego. Opóźniło to wydanie wielu dokumentów, w tym koncesji na sprzedaż alkoholu, i rejestrowanie związków małżeńskich.
fot. Marta M. Niebieszczanska / INPW ciągu kolejnego roku ma dojść do renegocjowania około 240 porozumień, a w wielu przypadkach rozmowy będą trudne. Islandia jest w trakcie jednego z najdłuższych i najbardziej stabilnych okresów wzrostu gospodarczego w historii, a pracownicy domagają się swojego udziału w zyskach.
W ostatnich latach członkowie parlamentu, ministrowie i dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw otrzymali podwyżki znacznie przekraczające 4%. Rosną nierówności w dochodach. O niezadowoleniu pracowników świadczą choćby niedawne wybory do władz związku zawodowego Efling, w których ogromne poparcie zyskali lewicowi kandydaci.
Związek ten zrzesza wielu pracowników pochodzących z innych krajów i ludzi pracujących za najniższe krajowe stawki. Nowa lewicowa Partia Socjalistyczna zyskała poparcie dokładnie tych samych grup społecznych i to ich głosy dały jej miejsce w radzie miasta Reykjavíku.
Do związków zawodowych należy ponad 80% pracowników, a umowy zbiorowe dotyczą niemal 90%. Bezrobocie jest obecnie zbliżone do najniższego poziomu w historii, co daje pracownikom pewną przewagę w negocjacjach. W przeszłości zdarzały się przypadki, w których związkom udawało się wywalczyć znaczny wzrost płac, co zdaniem niektórych ekonomistów doprowadziło do wysokiej inflacji, choć związek tych dwóch zjawisk jest dyskusyjny.
ruv.is/Grupa GMT/Krzysztof Grabowski