Podczas państwowych obchodów Święta Niepodległości Islandii w rolę Fjallkonan wcieliła się Polka, aktorka od niedawna mieszkająca w Islandii. Pierwszy raz w historii tego kraju zdarzyło się, aby w postać tę, podczas głównych uroczystości, w których uczestniczą najwyżsi przedstawiciele rządu, wcieliła się osoba niebędąca obywatelem Islandii i nieznająca języka islandzkiego.
Iceland News Polska: Od kogo dostałaś nominację na Fjallkonan?
Sylwia Zajkowska: Nominowała mnie Katrín Jakobsdóttir. 16 maja napisała do mnie Lára Björg Bjornsdóttir (asystentka premier), że Katrin chce ze mną o czymś porozmawiać i czy może zadzwonić. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart, ale oczywiście zgodziłam się na rozmowę.
INP: Jak zareagowałaś na propozycję wystąpienia w roli Fjallkony?
SZ: Byłam bardzo zaskoczona. Na początku nie rozumiałam, jak wielkie jest to wydarzenie. Lára przesłała mi różne informacje, żebym mogła zapoznać się z tym tematem.
INP: A jak to się stało, że jesteś na Islandii?
SZ: Na Islandię przyjechałam niespełna dwa lata temu na wakacje. Była pandemia i bilety lotnicze były bardzo tanie, a ja miałam wolne w teatrze. Pobyt nam się trochę przedłużył.
Mój starszy syn bardzo chciał tu pójść do szkoły, więc wzięłam roczny bezpłatny urlop w teatrze w Polsce. I szczerze mówiąc, myślałam, że po roku wrócimy do kraju, nie chciałam rzucać swojej ukochanej pracy i zaczynać życia od nowa, w dodatku bez znajomości języka. Rok minął i musieliśmy podjąć decyzję, co dalej. Z ogromnym bólem zostawiłam swój teatr. Mój dyrektor powiedział, że daje mi jeszcze dwa lata na zmianę decyzji. Dopóki on będzie dyrektorem, to mogę wrócić – to też dodało mi odwagi. Nie ukrywam, że było ciężko, przez pierwszy rok nie pracowałam w zawodzie. Poprowadziłam kilka warsztatów teatralno-plastycznych i zagrałam w krótkim artystycznym filmie „Liminality” w reżyserii Páliny Jónsdóttir. Premiera filmu powinna być już niedługo.
Jednak dopiero współpraca z Ólafurem Ásgeirssonem i Salvor Gullbrá Þórarinsdóttir dodała mi siły i odwagi do dalszych działań. Razem z nimi i jeszcze z Andrésem Péturem Þorvaldssonem, Aleksandrą Skołożyńską i Jakubem Ziemanem zrobiliśmy bardzo zabawny polsko-angielsko-islandzki spektakl pt.: „Tu jest za drogo”, który graliśmy w Borgarleikhúsið. Potem do współpracy zaprosiła mnie Greta Clough z teatru lalkowego Handbendi Brúðuleikhús i tak zaczęłam kolejną przygodę teatralną, tym razem grałam z Sigurður Ástą Olgeirsdóttir i Sigurður Arent. Ten spektakl jest zupełnie inny od poprzedniego. Gramy go w kamperze, na widowni jest tylko 8 osób – jest magicznie i bardzo wzruszająco. Ludzie często płaczą.
INP: Czy wcześniej słyszałaś o postaci Fjallkonan i wiedziałaś, co ona
symbolizuje?
SZ: Niestety wcześniej nie słyszałam o Fjallkonie i trochę mi wstyd. Dowiedziałam się za to, że islandzkie aktorki marzą o tym by być Fjallkoną.
INP: Co dla Ciebie oznacza ten symbol i bycie nim?
SZ: Przede wszystkim bardzo się cieszę, że pierwszy raz w historii w uroczystościach rangi państwowej Fjallkoną jest nie-Islandka, w dodatku Polka. Ja tylko reprezentuję nasz kraj. Jesteśmy najliczniejszą grupą obcokrajowców na Islandii, więc traktuję to jako ukłon w stronę naszej społeczności, na zasadzie „wiemy, że tu jesteście, pracujecie z nami i szanujemy was i waszą pracę”.
INP: Czy Twoje plany na przyszłość są związane z Islandią?
SZ: Od dwóch lat niczego nie planuję, staram się robić to, co kocham i tą drogą podążać. Jeśli na Islandii będę mogła się realizować zawodowo, to tu zostanę, a jak nie, to będę musiała coś wymyślić.
INP: Czy Fjallkona ma jakieś obowiązki (coś jak Miss Polonia na przykład)?
SZ: Niestety nie, jest to jednorazowy występ. Ale zapisuje się w historii Islandii. Oddný Kristjánsdóttir, która opiekowała się suknią Fjallkony (jest to jeden jedyny taki strój; na co dzień można go podziwiać w Muzeum Narodowym) pokazała mi książkę o Fjallkonach, ich zdjęcia w tej sukni i teksty, które mówiły, więc gdzieś tam zapisze się i moje nazwisko.
INP: Wiele osób zna Cię z teatru. Czy Twoje umiejętności aktorskie
wpływają na Twoje codzienne życie w Islandii?
SZ: Nie wydaje mi się, na co dzień jestem przede wszystkim mamą.
INP: Czy w Twojej ocenie kobiety w Polsce i w Islandii jakoś się różnią?
SZ: Wręcz przeciwnie, myślę, że jesteśmy bardzo podobne. Islandzkie kobiety, w mojej ocenie, są bardzo silne, dumne, piękne, niezwykle ciepłe i wspierające. Myślę, że Polki mają te same cechy, no i wszystkie kochamy ciepło domowego ogniska.
INP: Jak różni się oficjalny (rządowo-państwowy) stosunek Islandii do
imigrantów od prywatnych relacji – np. sąsiedzkich, zawodowych między
Islandczykami a Polakami – jakie jest Twoje doświadczenie w Tym
zakresie?
SZ: Osobiście mam bardzo dobre stosunki z Islandczykami, moi sąsiedzi są kochani, w pracy też się dobrze dogadujemy, zresztą Islandczycy nie raz dali mi odczuć, jak bardzo szanują moją pracę i doświadczenie. Nawet komentarze w sieci są mega pozytywne.
INP: Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas. Życzymy dalszych wspaniałych dni na Islandii.
Z Sylwią rozmawiały Justyna i Monika