W swoich ostatnich przemówieniach przed przerwą wakacyjną, posłowie Alþingu poruszyli temat najważniejszych wydarzeń tej sesji parlamentarnej. Takie przemowy nazywane są eldhúsdagsumræður.
Poseł Sigurður Ingi Jóhannsson ponownie przypomniał, że rząd chce najpierw dokończyć pewne sprawy, a potem ogłosić wybory. Oświadczył także, że chce złożyć wniosek o rozwiązanie parlamentu, ale termin rozwiązania musi być znany wcześniej, aby poszczególne partie mogły przygotować kampanie. Powiedział również, że wybory mogą odbyć się jesienią.
Katrín Jakobsdóttir, liderka Ruchu Zieloni-Lewica, skupiła się na temacie afery „Panama Papers”. W swoim przemówieniu stwierdziła, iż niewielka grupa uprzywilejowanych ludzi wykorzystywała firmy off-shore w rajach podatkowych, aby gromadzić tam swoje pieniądze. Uznała także, iż najwyższy czas rozwiązać u podstaw problem nierównego podziału majątków.
Minister finansów Bjarni Benediktsson przypomniał z kolei, iż Islandia pokonała problemy finansowe, a najbliższe lata będą czasem rozwoju szybszego, niż przewidywano po kryzysie bankowym.
Árni Páll Árnason, ustępujący lider partii Sojusz, powiedział, że wydarzenia z ostatnich miesięcy pokazały, iż należy zmienić zasady dotyczące związku państwa z wpływowymi ludźmi z sektora prywatnego. Zdaniem posła, biznesmeni w nie do końca legalny sposób zapewnili sobie zysk finansowy: „Teraz wiadomo na pewno, że ci uprzywilejowani koledzy zyskali na niepłaceniu podatków”.
Óttarr Proppé, przewodniczący partii Jasna Przyszłość, określił aferę Panama Papers mianem „ciosu w brzuch” po tym, jak Islandczycy myśleli, że otrząsnęli się już z kryzysu finansowego.
Helgi Hrafn Gunnlaugsson, lider Partii Piratów, stwierdził, iż ma problem ze zdefiniowaniem słowa „polityka” w świetle ostatnich skandali i niedotrzymanych obietnic. Wyraził nadzieję, iż jesienią odbędą się wybory parlamentarne, powiedział jednak: „Gdybym mówił, że jestem tego pewien, kłamałbym”.
Dziennik Fréttablaðið skrytykował dyskusję eldhúsdagsumræður, twierdząc, iż nie powiedziano nic nowego, a mówcom zabrakło poczucia humoru. W gazecie nazwano te rozmowy „niepotrzebną tradycją” i uznano, iż nikomu nie zabrakłoby ich, gdyby tegoroczna dyskusja była ostatnią tego typu.
Ilona Dobosz