Według wulkanologa Ármanna Höskuldssona erupcja w szeregu kraterów Sundhnúkur, która miała miejsce wczoraj o jedenastej wieczorem, zupełnie różni się od ostatnich erupcji na półwyspie Reykjanes. Siła tej erupcji jest znacznie większa niż w przypadku poprzednich erupcji i przewiduje, że erupcja zakończy się w ciągu kilku dni. Wątpi, czy strumień lawy dotrze aż do Grindavíku.
„Moc jest nadal dość przyzwoita” – mówi Ármann w wywiadzie dla portalu mbl.is, stojąc 400 metrów od erupcji i podziwiając majestatyczne pióropusze magmy, z których niektóre osiągają wysokość 70 metrów.
Według Ármanna pęknięcie ma długość około czterech kilometrów. Twierdzi, że tworzą się trzy obszary, które wyraźnie można od siebie oddzielić. Lawa płynie głównie na wschód w kierunku Fagradalsfjall, „z wyjątkiem najbardziej wysuniętej na północ części, gdzie kieruje się na północny zachód”.
Siła erupcji znacznie spadła od czasu erupcji o 22:17.
„Wyrzuty magmy są znacznie mniejsze niż na początku, w okresie, kiedy mają największą moc, liczą może od 60 do 70 metrów”.
Czy spodziewasz się długiej erupcji?
„Nie, to się skończy za jakiś tydzień, dziesięć dni. To tak potężna erupcja, że szybko ustaje.”
Czy różni się od poprzednich erupcji?
„Tak, to jest zupełnie co innego. Można powiedzieć, że to jest prawdziwa erupcja. Poprzednie to były małe egzemplarze pokazowe.”
Czy można zatem mówić o nowym rozdziale na półwyspie Reykjanes?
„Tak, teraz wszystko zmierza we właściwym kierunku”. Teraz przenosi się w okolice Eldvörpin. Jest środek złącza płytowego. […] Ogólny obraz jest oczywiście taki, że obie płyty się rozchodzą” – mówi Ármann.
„To zupełnie naturalne, ponieważ mamy dwie ogromne płyty, północnoamerykańską i euroazjatycką, a ich połączenia leżą pośrodku Oceanu Atlantyckiego, z południa na północ, a Islandia jest ich częścią. Teraz w Reykjanes następuje dywergencja, która musi odbywać się regularnie.”