Dzięki boomowi turystycznemu, który nastąpił po kryzysie finansowym w 2008 r., islandzka gospodarka doświadczyła okresu silnego wzrostu, mimo że była jednym z krajów najbardziej dotkniętych kryzysem. Wzrost ten zaczął jednak zwalniać. Na szczęście, według dyrektora Banku Centralnego, który rozmawiał z agencją Reuters, nie ma jeszcze podstaw do paniki, a to spowolnienie nie jest wcale takie złe.
„Ryzyko »przegrzania« gospodarki i twardego lądowania jest obecnie znacznie mniejsze niż rok temu” – powiedział prezes Banku Centralnego, Már Guðmundsson, w rozmowie z agencją Reuters na wtorkowej konferencji w Kopenhadze.
W zeszłym tygodniu Bank Centralny obniżył swoją prognozę na 2017 r. po spowolnieniu wzrostu eksportu, częściowo spowodowanym strajkami w rybołówstwie. Zgodnie z nowymi prognozami oczekuje się, że w bieżącym roku gospodarka wzrośnie tylko o 3,7%, czyli o połowę mniej niż w zeszłym roku.
Már uważa, że to spowolnienie zapewni gospodarce długookresowy rozwój szybciej, niż zakładano, zmniejszając ryzyko „przegrzania”, co mogłoby negatywnie wpłynąć na płace oraz zaszkodzić turystyce i eksportowi.
W październiku wskaźnik inflacji wzrósł do 1,9% (we wrześniu wynosił 1,4%). Celem Banku Centralnego jest utrzymanie inflacji w okresie 12 miesięcy na poziomie 2,5%. Már powiedział, że spodziewa się osiągnięcia tego celu w połowie przyszłego roku.
„Nigdy wcześniej w swojej karierze zawodowej nie widziałem tak dobrej prognozy inflacyjnej” – powiedział Már. Jego zdaniem po osiągnięciu celu inflacja pozostanie na poziomie około 2,5% do 3% przynajmniej do końca 2020 roku.
Grupa GMT/Monika Szewczuk