Wczesnym rankiem Grímsvötn wstrząsnęło trzęsienie ziemi o magnitudzie 3,6. Zmieniono również kod kolorów dla lotnictwa z żółtego na pomarańczowy. Nie ma jednak żadnych oznak erupcji.
Po tym większym wstrząsie nastąpiło kilka wstrząsów wtórnych, z których największy miał magnitudę 2,1.
Zmiana kodu kolorów ta jest dokonywana, gdy wulkan wykazuje zwiększoną aktywność i wzrasta prawdopodobieństwo erupcji.
„Jest co najmniej jeden powód, aby bardzo uważnie obserwować Grímsvötn. Nie widzimy jeszcze żadnych śladów, które wskazywałyby, że magma jest w drodze na powierzchnię, ale dość silne trzęsienie ziemi oznacza, że coś musi się tam dziać” – mówi geofizyk Magnús Tumi Guðmundsson.
„Jest zbyt wcześnie, aby wyciągać konkretne wnioski, jednak obniżenie nacisku pokrywy lodowej może doprowadzić do erupcji” – dodaje Magnús Tumi.
Wczoraj po południu wypływ wody z Grímsvötn miał objętość 2310 metrów sześciennych na sekundę, co wskazuje na jego zmniejszenie w porównaniu z maksymalnym zarejestrowanym przepływem 2800 metrów sześciennych na sekundę.
„Nie ma prostego wyjaśnienia, poza tym, że pod lodowcem powstało dużo ciepła. Nie jest wykluczone, że jest jest to ciepło geotermalne lub nastąpiła eksplozja pary wodnej. Byłoby to jednak trochę nietypowe, gdyż wcześniej nie było tam aktywności geotermalnej” – wyjaśnia Magnús Tumi.
Według niego powstały kocioł przypomina te, które powstały w związku z aktywności w Bárðabunga (około 20 metrów głębokości i około 500 metrów średnicy). W najbliższych dniach zostanie wykonany lot nad tym obszarem, aby zmierzyć wielkość kotła.