Podczas podróży po północy Islandii można odkryć nowy, niesamowity świat. Razem z mieszkającą w Islandii pisarką, Panią Janiną Szymkiewicz, zapraszamy wszystkich do odwiedzenia jeziora Mývatn i jego okolic.
Zachęcamy do przeczytania drugiej już części Magii północnej Islandii, tym razem poświęconej Mývatn.
Czytajcie i komentujcie oraz dzielcie się swoimi doświadczeniami.
Nad jeziorem Mývatn odjęło nam mowę. Krajobraz z baśni tysiąca i jednej nocy, który może się tylko przyśnić. Wokół jeziora zbudowano asfaltową drogę. W kompletnym oszołomieniu okrążamy je dwa razy, nie zdając sobie sprawy, że minęła godzina. Na błękitnej tafli, gdzie faluje niebo, pływają dziesiątki tysięcy ptaków, ale to nie tylko one sprawiają, że nie możemy wypowiedzieć słowa. Bo wokół jeziora roztacza się pejzaż, który poraża drapieżnym kontrastem, surowością innej, odległej planety i labiryntem tajemniczych formacji lawy. Skały pokryte zachłannie rosnącym mchem tworzą szczeliny, wąwozy cieni i jaskinie o czarnych wnętrzach, gdzie muszą się skrywać baśniowe stwory, które boją się słońca.
Jezioro Mývatn jest położone tuż obok grani Grzbietu Śródatlantyckiego, gdzie silna aktywność wulkaniczna ukształtowała teren wokół. Nigdzie na obszarze całego kraju nie spotkamy takiego nagromadzenia kraterów, powulkanicznej lawy, zakrzepłych formacji skalnych oraz parującej ziemi z gorącymi źródłami. Jezioro powstało około 2000 lat temu, jest czwartym co do wielkości jeziorem w Islandii i zajmuje powierzchnię około 37 kilometrów kwadratowych. Położone 277 metrów ponad poziomem morza jest zieloną, bujną oazą spokoju. Leży na nim około 40 dużych i małych wysepek, a na jego obrzeżach rozciąga się wciąż aktywny obszar wulkaniczny z pustynią zastygłej lawy. Na wodach Mývatn, które w najgłębszym miejscu sięga około pięciu metrów, co sprzyja bujnemu rozwojowi planktonu i wodorostów – gniazdują ptaki, a wśród nich wiele gatunków kaczek. Takiego dużego skupiska kaczek nie znajdziemy nigdzie indziej na świecie.
Zatrzymujemy się po wschodniej stronie jeziora, gdzie znajduje się jedna z największych atrakcji w postaci labiryntów zastygłej lawy, noszących nazwę Dimmuborgir (Mroczne Zamki). Przed powstaniem jeziora Mývatn lawa wypływała z łańcucha kraterów Lúdentarborgir, tworząc olbrzymie jezioro lawowe szerokie na 1,5 kilometra. Bąble pary przedostawały się na powierzchnię żłobiąc otwory, które potem zastygały, tworząc różnego rodzaju „upiorne wieże i kominy” wznoszące się ku niebu. Ten las skalnych kolumn z czarnej lawy tworzy zamkniętą przestrzeń i przypomina twierdzę, stąd nazwa – Mroczne Zamki. To jedyne miejsce na Ziemi, gdzie takie formacje można obejrzeć na lądzie.
Po kilku godzinach forsownych wędrówek pośród usypisk lawy, strzelistych wież, zgarbionych potworów i jaskiń, gdzie największa przypomina bramę kościoła – mamy dość. Brakuje nam sił. Musimy odetchnąć, posiedzieć, rozprostować nogi i napić się kawy. W kawiarni Kaffi Borgir, która znajduje się tuż obok, jemy najlepszą zupę mięsną (kjötsúpa) w okolicy i obowiązkowo czarny chleb z wędzonym pstrągiem (rúgbrauð með reyktum silungi). Palce lizać.
Jadąc drogą krajową numer 1 w kierunku wschodnim, docieramy po kilku kilometrach do wodoleczniczego kąpieliska (Jarðböðin við Mývatn), nazywanego również Niebieską Laguną północnej Islandii. Woda w basenie ma dużą zawartość siarki, a jej temperatura wynosi pomiędzy 36–40 stopni Celsjusza. Ten popularny kurort przyciąga dziesiątki tysięcy turystów, którzy po kąpieli na świeżym powietrzu mogą posilić się w stylowej restauracji Kvika.
Jadąc dalej na wschód jedynką i skręcając na północ w drogę numer 863, dotrzemy do wulkanu Krafla. Stożek wznosi się na wysokość 818 metrów, a ostatnia erupcja wydarzyła się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku (1975–1984). Natomiast znacznie wcześniej gwałtowny wybuch Krafli – nazwany „Ogniami Mývatn” – rozpoczął się w maju 1724 roku i trwał aż do roku 1729. Olbrzymie ilości pyłu wulkanicznego i lawy pokryły okolice jeziora. Wulkan dał o sobie znać raz jeszcze w roku 1746.
Wokół jeziora Mývatn, które w niepojęty sposób wciąż jest zielonym rajem, wznoszą się tak naprawdę same wulkany. Wulkanolodzy w pokorze schylają głowy, a turyści maszerują po cienkiej warstwie gruntu, który paruje, skrywając bulgoczące, błotne kaldery.