Za nami pierwsza połowa stycznia, przed nami weekend, zatem zachęcamy do poznania kolejnej części z cyklu – Podsumowanie muzyki islandzkiej 2015 – tym razem Marcin Kozicki odkrywa przed nami muzykę z gatunków jazz/blues/fusion/funk. Jesteście gotowi?
Lubię islandzki jazz. I nie ma tu mowy o lansie czy aktualnej modzie na tego typu fanaberie. Nie dodaję sobie tym również punktów w skali IQ będąc w towarzystwie ani nie buduję intrygującej osobowości. Po prostu – lubię islandzki jazz.
Poznałem dotychczas kilkadziesiąt islandzkich płyt z tego typu muzyką, więc pewne zdanie na ten temat mam wyrobione, podparte konkretnym materiałem, a nie zachwytem chwili. Dlatego muszę przyznać, że fascynujące są serca i wrażliwość islandzkich jazzmanów. A także to jakimi ścieżkami podąża ich wyobraźnia. Otwarte umysły artystów i szerokie spojrzenie na muzykę nadają ich albumom ciekawego i różnorodnego charakteru. Mam nadzieję, że finezyjne piękno islandzkiego jazzu dotrze kiedyś do szerszego kręgu odbiorców, którzy docenią jej unikalność i wyjątkowość.
Islandia ma kolejny powód do dumy na światowej scenie muzycznej – ma dobry jazz.
Spośród tegorocznych jazzowych albumów wybrałem kilkanaście najciekawszych. Ale uwaga, bo pośród nich pojawią się również pozycje muzyczne z kręgu blues, fusion i funk, które pozwoliłem sobie dołączyć do tego podsumowania.
Sunna Gunnlaugs to wielka postać w światowym jazzie. W tym roku pojawił się jej dziewiąty album o intrygującym tytule “Cielito Lindo”. To już trzecia płyta nagrana w trio w składzie: Sunna Gunnlaugs (fortepian), Þorgrímur Jónsson (kontrabas) i Scott McLemore (perkusja). Nie mam cienia wątpliwości, że jest Jazz przez duże „J”, bo inaczej być przecież nie może. Ta muzyka jest umiejętnie wyważona, zharmonizowana i starannie wykonana. Dojrzałość formy, konstrukcji i aranżacji poszczególnych kompozycji jest tutaj zniewalająca. Brzmienie muzyki jest czytelne, czasami powściągliwe, ale przede wszystkim skoncentrowane na esencji piękna zawartego w prostocie i falujących lirycznych melodiach, do tego o przyjemnie zaokrąglonych, gładkich krawędziach. Ta delikatność, subtelność i pieczołowita dbałość o najdrobniejsze detale to paradoksalnie źródło ekstremalnie silnych doznań estetycznych. Można powiedzieć, że ta płyta to pofałdowany muzyczny pejzaż będący mariażem delikatności, piękna i mocy. Pełna rekomendacja! (recenzja TUTAJ)
Swój piąty album wydała w tym roku znany i ceniony, dla mnie osobiście super-jazzowy-kwartet ADHD. Album „ADHD5” to dynamiczna mieszanka wielu elementów. Raz melancholijnych i miękkich, innym razem radosnych i głośnych. Panowie sypią pomysłami jak z rękawa, bawią się zmianami rytmu serwując profesjonalne jazzowe połamańce na wysokim poziomie. To muzyka nie byle jaka, którą rządzą też ciekawe dźwięczne melodie. Albumu zawiera wiele pozytywnych wibracji oraz miłych dla ucha harmonii. Rzecz mocno absorbująca. To płyta, do której chce się wracać.
https://youtu.be/HDBt6zWKBU0
Gitarzysta Ómar Guðjónsson i basista /kontrabasista Tómas R. Einarsson – to nie „tylko” niezwykły muzyczny duet, ale również przykład niezwykłej ludzkiej przyjaźni i męskiego braterstwa. Panowie postanowili zrealizować swoje długoletnie marzenie i udać się w muzyczną podróż tylko we dwójkę. W ten sposób powstał album „Bræðralag” (pl. „Braterstwo”). To instrumentalna muzyka jazzowa, z wpływami latynoskimi i folk/pop-rockowymi. Zawartość płyty stanowi zapis dialogu „jedynie” pomiędzy gitarą i kontrabasem. Rzecz na pierwszy rzut oka wydawać by się mogła prosta, ocierająca się o minimalizm i ascetyzm, ale to tylko pozory. Gra Ómara i Tómasa jest wysoce wyrafinowana i gustowna, dlatego sposób podania muzycznej treści przez artystów jest w pełni satysfakcjonujący. Słucha się tego jednym tchem. Ależ to jest fascynujący album! (recenzja TUTAJ)
Jednym z najbardziej twórczych i cenionych perkusistów w Islandii jest aktualnie Einar Scheving. Muzyk prowadzi własny jazzowy band – Einar Scheving Quartet. Najnowsze wydawnictwo tego kwartetu zatytułowane „Intervals” (nagrane wraz z: Eyþór Gunnarsson na fortepianie, Óskar Guðjónsson na saksofonie i Skúli Sverrisson na basie) jest wynikiem niesłabnącego zamiłowania artysty do jazzu, umiejętnie wzbogaconego wpływami muzyki folkowej, oczywiście odpowiednio przefiltrowanej przez jazzową soczewkę. Tym co charakteryzuje jego muzykę jest przede wszystkim delikatność i subtelność. Można odnieść wrażenie, że poszczególne dźwięki podążają tutaj do przodu swoim naturalnym rytmem, lekko, płynnie i bez żadnego wysiłku. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle dojrzałą sztuką jazzowej kompozycji. Muzycy obdarowują słuchacza pięknymi harmoniami, delikatnymi liniami melodycznymi, a to wszystko doprawione zostaje nutą stonowanej wirtuozerii.
Interesująco przedstawia się również jazzowym trio Skarkali, które w tym roku zadebiutowało swoim oficjalnym wydawnictwem. Muzyka prezentowana przez Islandczyków to radosne jazzowe harmonie i rockowe rytmy, w które wpleciono melancholijne melodie. Album zachwyca i łapie za serce, a równocześnie prowokuje do uwagi. Nasączone emocjami brzmienie grupy ujmuje cudownie rozpiętą przestrzenią utkaną z niespiesznych dźwięków. Jednym razem jest to muzyka delikatna i ulotna, innym razem stanowcza i wyraźna. W ich grze słychać niezwykłą lekkość i swobodę. Panowie grają muzykę świeżą, niebanalną a przy tym przyjemną w odbiorze. Cudownie prowadzą razem melodię. Podobnie wspaniale budują sobie nawzajem bezpieczne tło dla monologu danego instrumentu. Dlatego interesujące jest śledzenie konstruowanej przez tych instrumentalistów muzyki. To bardzo dobry, współczesny jazz. (recenzja TUTAJ)
Wśród tegorocznych jazzowych wydawnictw bardzo ciekawy jest album „Trio” Ásgeira Ásgeirssona – kompozytora i jednego z najbardziej wszechstronnych islandzkich gitarzystów. Artysta przygotowując swój drugi solowy album skomponował dziesięć kompozycji na jazz-trio, i obecnie na płycie odgrywa je w czterech różnych składach osobowych, z muzykami, którzy w ostatnich latach byli obecni w jego życiu muzycznym i osobistym. Na albumie mamy do czynienia z muzyką jazzową, która obejmuje także wiele różnych stylów poruszających się w obrębie jazzu, począwszy od bossa novy przez funk, aż do starego tradycyjnego jazzu. Szerokie horyzonty i wyobraźnia artysty pozwoliły na umiejętne połączenie wpływów jazzowych, starszych i współczesnych oraz elementów spoza tego nurtu i przekucia ich na jeden spójny i osobisty muzyczny język. Dlatego za każdym razem sięgam po nią z ogromną przyjemnością.
https://youtu.be/kifl-TNve24
Twórczość grupy K-Trio przyjęło się określać jako współczesny jazz, experimental funk jazz czy nawet ‘volcanic jazz’. Z pewnością są to wirtuozi o rozległej wyobraźni muzycznej, którzy z tylko sobie znaną precyzją i talentem łączą dramaturgię jazzu i emocjonalność rocka z czystą radością grania. Zapewne dlatego instrumentalna muzyka na najnowszym albumie „Vindstig” jest tak rytmicznie ekscytująca i pełna ciekawych przygód, podczas których możemy się przekonać nie tylko o bogatej tradycji islandzkiego jazzu, ale również usłyszeć echa będące wynikiem wpływów muzyki folkowej, rockowej i klasycznej. To pozycja arcywysmakowana, która zasługuje na najwyższe uznanie. Dużo tu optymistycznych melodii i humoru, swobody melodycznej, harmonicznej oraz brzmieniowej. Ale sporo też powabu i klasycznego piękna. A przede wszystkim świetnego zgrania muzyków, którzy doskonale czują się w tej eklektycznej konwencji.
Świetnie prezentuje się również debiutancki album Leifura Gunnarssona pod tytułem „Húsið sefur / The House Sleeps”. Każdego zapewne zwabi do tej płyty coś innego. Jedni podziwiać będą ją za piękne melodie. Drudzy zachłysną się olśniewającym brzmieniem kontrabasu. Kolejni wpadną w zachwycający akompaniament fortepianu. Inni ulegną czarowi linii wokalnych. A jeszcze inni…zresztą posłuchajcie sami. Zdecydowanie atutem tego wydawnictwa jest klimat – tajemniczy i liryczny. Zanurzony w tęsknocie i melancholii. Album przesycony jest pięknymi, choć smutnymi kompozycjami o intymnej (romantycznej?) aurze, do tego intrygującymi i nieprzewidywalnymi. Melodie są zazwyczaj spokojne i kameralne, miejscami nawet rzewne, ale w dobrym starym stylu. To muzyczny obraz w niezwykle subtelnej formie.
Nowy interesujący rozdział w twórczości grupy Mógil otwiera ich trzecie wydawnictwo „Korriró”. Ich muzyka wciąż pozostaje niedefiniowalna. No bo jak można określić muzyczny eksperyment, w którym (nu)jazz miesza się z (etno)folkiem, muzyka (neo)klasyczna z ambientem, a post-rock z minimalem? Przy okazji trzeba jeszcze pamiętać o tajemniczo-filmowo-sakralnej atmosferze ich brzmienia, które momentami wywołuje ciarki na plecach. Sposób, w jaki zespół aranżuje swoje kompozycje i operuje napięciem może doprowadzić u wielu grup do uzasadnionych kompleksów. Ich muzyka zaskakuje dźwiękami i zmianami nastroju w równej mierze co pogoda na Islandii. Muzyczny świat grupy zawieszony jest poza czasem i przestrzenią. Jego wielowymiarowość i eklektyzm powoduje, że próba odnalezienia tego miejsca na muzycznej mapie jest niemożliwa. (recenzja TUTAJ)
Wręcz magiczną płytą okazał się debiutancki album grupy Þoka. Ich muzyka przenosi słuchacza w inny wymiar – wypełniony liryzmem, tajemnicą, refleksją i rozmarzeniem. W muzyce Islandczyków miesza się sporo inspiracji. To mieszanka soulu, popu, jazzu, elementów folku, indie i rocka progresywnego w subtelnej odsłonie. Zdecydowanie pomysłowości tutaj nie brakuje. Kompozycje aranżacyjnie są nasycone wieloma niuansami brzmienia, ale jest ono przede wszystkim ulotne, lekkie i delikatne. Pod względem klimatu, aranżacji kompozycji i ich jakości, partii wokalnych i instrumentalnych ten album broni się w sposób znakomity. Nie sposób oderwać się od tej płyty, która nomen omen z taką łatwością odrywa nas od rzeczywistości.
Jeśli chodzi o islandzki blues rock to w tym roku wskazałbym na grupę Foreign Land, która wydała swój debiutancki album „Voice of a Woman”. Zespół prezentuje własną interpretację głównie bluesa, ale też rocka, soulu i jazzu. Chętnie sięga też po inne gatunki. Czasami ociera się na przykład o folk, americanę lub gospel. Ich debiut jest wydawnictwem świetnie zaśpiewanym, pięknie nagranym i zaaranżowanym. Nie ma tutaj słabych kompozycji, są tylko dobre i bardzo dobre. Wspaniałe aranżacje sprawiają, że często proste kompozycje zyskują fenomenalny klimat. Dodatkowo tej muzyce nie brakuje „iskry”, elementu stanowiącego o muzycznej sile przekazu. Przygotowany przez zespół materiał ma w sobie klasę i sporo niekonwencjonalnego uroku. To jest ta stara szkoła komponowania dobrych utworów, w których najważniejsza jest atmosfera, zaangażowanie, feeling i melodia.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na zespół Captain Syrup i ich debiutancki album „Enter the Captain”. Dziwność nad dziwnościami. Grupa eksperymentująca i poszukująca, nie zamykająca się w żadnych granicach. To muzyczna hybryda łącząca w sobie różnorodne stylistyki i gatunki muzyczne m.in. jazz, funk, rock/metal, fusion, funkcore czy mathcore. Muzyka grupy kojarzy się z koktajlem, w którym znajduje się wiele różnych składników. Jest to napój mocno wstrząśnięty i mieniący się wyraźnymi kolorami. I co najważniejsze z charakterystycznym, intrygującym smakiem. Debiutancki album to umiejętnie tkana przestrzeń muzyczna wypełniona zaskakującymi momentami. Każdy z utworów prezentuje inne pomysły i porywa znakomitymi aranżacjami. Całość materiału jest niesamowicie wciągająca, a równocześnie nagrana z ogromnym luzem i lekkością. Sporo tutaj fajnych pomysłów i intrygujących momentów.
Marcin Kozicki
Zapraszamy do zapoznania się z wcześniejszymi artykułami:
Podsumowanie muzyki islandzkiej 2015 – cz.I – z podtytułem „indie electro/synth/dream-pop/IDM”
Podsumowanie muzyki islandzkiej 2015 – cz. II – indie folk/pop/rock/alt country
Podsumowanie muzyki islandzkiej 2015 – cz. III – post-metal/hard-rock/grindcore
Podsumowanie muzyki islandzkiej 2015 – cz. IV – neoclassical/field-recordings/ambient/soundtrack