Pisarz, poeta, autor esejów i sztuk teatralnych. W 2016 roku kandydował na urząd prezydenta Islandii. Jego prace były publikowane w ponad 30 krajach, także w Polsce – inscenizacja książki „Historia błękitnej planety” została przedstawiona w gdańskim Teatrze Miniatura. Magnason w swojej pracy dotyka różnych problemów społecznych, skupia się na ochronie przyrody i wartościach uniwersalnych ludzkiego życia.
Kaśka Paluch: Historia z twojej książki „Historia błękitnej planety” dobrze pasuje do aktualnie bardzo gorącej dyskusji w Polsce, która rozgorzała po tym jak nowy rząd wprowadził prawo właściwie zezwalające na eksterminację zieleni. Twoim zdaniem uczulanie najmłodszych na wartość natury to najlepsza droga do tego, by w przyszłości uniknąć zagłady lasów?
Andri Magnason: Można powiedzieć, że fabuła tej książki wzięła się z takiej samej troski jak ta u Polaków, dotycząca Puszczy Białowieskiej. W Islandii mamy swoje wielkie wyżyny, które są największym siedliskiem gęsi krótkodziobej na świecie. Nasz rząd chciał je zatopić, żeby zbudować hydroelektryczną tamę do zasilania fabryki. Powiedzieli, że trzeba poświęcić naturę dla stworzenia przestrzeni na szczęście, pracę, edukację i tak dalej. To wytworzyło napięcie w Islandii i możesz sobie wyobrazić jak powstają wojny, jak ludzie są manipulowani, jak przywódcy potrafią manipulować społeczeństwem. W książce nie dotykam tych kwestii bezpośrednio, ale eksploruję je poprzez fantazję i metaforę. To historia dotykająca wielu różnych zagadnień do dyskusji, demokracji, szczęścia, natury i harmonii. Wierzę, że jeśli na pisarzach ciąży jakaś odpowiedzialność, to jest nią napisanie przemyślanej i wymagającej literatury dla młodych ludzi.
Co twoim zdaniem jest bardziej skuteczne: protest czy dobry przykład?
Myślę, że naszym obowiązkiem jest być dobrymi i dawać dobry przykład. Nie zawsze mam pewność czy protestowanie albo ataki frontalne są najlepszą strategią. To generuje różnice i polaryzuje. Z drugiej strony, w Islandii dobrze przekonaliśmy się o tym jaką zabieranie głosu ma siłę. Widzieliśmy jak kobiety w Islandii napędzały aktywizm. Mamy nadzieję, że będziemy potrafili uratować pewne tereny na wyżynach, że stworzymy tam duży park narodowy. Generalnie uważam, że zawsze powinniśmy mieć odwagę głośno mówić.
Dużo czerpiesz z natury? Ma wpływ na to, co piszesz?
Akcja jednej z moich najlepiej sprzedających się książek, „Bónus Poetry”, dzieje się w supermarkecie i na parkingu. Więc czerpię inspirację zewsząd! Ale uwielbiam jeździć na nartach, wędrówki górskie i podróżowanie po Islandii. Mamy farmę na Północy, którą odwiedzamy każdego roku. I wiele mojej pracy, jak projekt „Dreamland” dotyczy natury i ochrony przyrody.
Lawirujesz między gatunkami, trudno cię jednoznacznie zaszufladkować. Ale czy jest jakiś wspólny mianownik, który spaja całą twoją twórczość?
Postrzegam formę jako sposób na opowiedzenie różnych historii albo jako drogę do wyrażenia tego co czuję czy myślę. Dlatego czasem uznaję, że dobrze sięgnąć po fantastykę jak w „Historii błękitnej planety”, gdzie nic nie jest wypowiedziane wprost. Czasem lubię być dociekliwym dziennikarzem i mówić o rzeczywistości poprzez fakty i cytaty. A czasem chcę opowiedzieć o swojej własnej prawdzie, młodości i wspomnieniach. Nie postrzegam zatem gatunków jako przeciwieństw, raczej jako narzędzia do opowiadania różnych historii. Wszyscy mamy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, wszyscy śnimy surrealistyczne sny przez osiem godzin każdej nocy. Więc wszystkie gatunki literatury i tak naturalnie mieszają się w naszych umysłach.
Bycie pisarzem i poetą jest popularnym zajęciem w Islandii? Tak jak bycie muzykiem?
Wszystkie nasze gwiazdy popu były pisarzami. (Śmiech) A w zeszłym roku nasi najlepsi muzycy wydali tomiki poezji.
Przed wywiadem napisałeś mi, że chciałbyś by „Historia błękitnej planety” pojawiła się w Islandii po polsku, bo byłby to dobry sposób na poduczenie dzieci języka polskiego i znalezienie jakiegoś porozumienia między pokoleniami. Czy poza tym uważasz, że ta książka w ogóle ma moc budowania mostów między generacjami?
Myślę, że książka dla dzieci powinna być wartościowa zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Kiedy to robisz, łączysz pokolenia i budujesz most między nimi, tworzysz przestrzeń na dialog, filozofię i fantazję. Mamy dowody, że to działa bardzo dobrze w Islandii i w każdym innym miejscu. Myślę, że ludzie, którzy przenoszą się do nowego państwa, chętnie wykorzystają książkę taką jak „Historia błękitnej planety” jako narzędzie do nauki języków. Pozycja jest popularna w Islandii i czasem rodzice mogli by poznać coś, co ich dzieci czytają w szkołach.
Łączy cię z Polską szczególna więź?
Wydaje mi się, że 5 procent populacji Islandii dziś ma polskie korzenie. Sam posiadam kilku przyjaciół w Polsce, w 2000 roku otrzymałem nagrodę Janusza Korczaka za „Planetę”, mamy przyjaciół w Katowicach, do których pojechaliśmy na wspaniałe wesele, w lutym kilka lat temu. Moja sztuka „Historia błękitnej planety” została wystawiona w Gdańsku przez Teatr Miniatura. Więc trochę pojeździłem po Polsce. Byłem w Warszawie, Gdańsku, Katowicach i Krakowie. Bogactwo historii tych miejsc było inspirujące. A ludzie bardzo mili.
Spektakl „Błękitna Planeta” w języku polskim, był wystawiony w Islandii w 2014 roku. Więcej o wydarzeniu przeczytacie m.in. w artykułach:
„Islandia… Kojarzy się z czymś magicznym…” wywiad z aktorami Teatru Miniatura