Wędrowałem po Islandii dość wygodnie – samochodem, autokarem, skorzystałem nawet z usług islandzkich linii lotniczych proponujących gratisowe zawracanie kwadrans po starcie z powodu problemów technicznych. Kuba Witek wybrał inny, trudniejszy sposób podróży. Dla mnie niewyobrażalny i wzbudzający nieopisany podziw. Jego rowerowa wyprawa to świadectwo mierzenia się ze specyficznym rodzajem samotności na wyspie, gdzie tylko natura od zawsze ustala rytm naszego życia, naszego przemierzania przestrzeni. Bezpretensjonalna sprawozdawczość to zaleta tej książki. Autor nie sili się na jakąś narrację z tezą, nie analizuje tego, co widzi, w jakichś szerszych kontekstach, nie usiłuje nam sprzedać publicystyki ani tym bardziej jakiegoś przekazu ideologicznego. „Ring Road” to prosta opowieść o doświadczaniu pięknej formy świata. O wyostrzonych zmysłach pozwalających chłonąć islandzkie piękno. Pośród kwitnącego łubinu, uśmiechów nieznajomych i własnych słabości, z którymi autor się zmierzył. O takiej Islandii chce się czytać. Chce się tam pojechać i ją poznać!
To bardzo autentyczny i uczciwie napisany dziennik wędrowca. Nie turysty, lecz wędrowca właśnie. Witek początkowo sam nie dowierza temu, co chce osiągnąć. Jego cel to przejazd islandzką trasą nr 1. Nie ma drugiej takiej, bo tylko jedna asfaltowa, a częściowo szutrowa nitka obiega całą wyspę. Perspektywa poznawania Islandii na rowerze jest o tyle słuszna, że pozwala na to, co dostrzeże tam każdy uważny podróżnik – bliski kontakt z naturą przez długie jej obserwowanie. Autor zaznacza to, co w Islandii jest naprawdę wyjątkowe. Każde wzniesienie, kanion, dolina czy wodospad – wszystko może mieć inny kształt i barwę w zależności od tego, jak padają promienie słoneczne albo jak układa się zachmurzone niebo. Rower czyni możliwość obcowania z mijanym krajobrazem bardziej intensywną. Wymaga także innego rodzaju intensywności. Kuba Witek mierzy się z własnymi słabościami – słabościami organizmu, czasem się buntującego, i słabościami sprzętu, niekiedy zawodzącego. To jednak przede wszystkim mierzenie się z nieokiełznaną i nieprzewidywalną islandzką aurą. O tym przede wszystkim jest ta książka. Kartki z dziennika człowieka, który pokornie znosi niedogodności serwowane przez naturę, bo wie, że Islandia to jedno z niewielu miejsc na ziemi, gdzie tylko natura może rządzić, ustalać zasady, wpływać na nasze plany.
„Ring Road” to książka, po którą sięgnie każdy, kto już raz odwiedził wyspę, bo jest bardzo dokładnym przewodnikiem po niej. Można się zaczytać z mapą pod ręką. Przypomnieć to, co się widziało. Planujący podróż do Islandii wydobędzie z historii Witka wiele informacji praktycznych i nabierze apetytu na więcej, dużo więcej niż to, co serwują klasyczne trasy turystyczne. Autor nie oszczędza nas, przytaczając wszystkie możliwe islandzkie nazwy własne. Każdą w jakimś celu. Każde z opisywanych miejsc jest albo początkiem nowego dnia wędrówki, albo jego końcem. Niektóre są jak drogowskazy. Jazda rowerowa może mieć przy nich wiele znaczeń. „Ring Road” to uczciwie napisana książka o tym, że jesteśmy w stanie osiągnąć niemożliwe, jeśli właściwie zdefiniujemy swoje cele i uznamy, iż warto przekraczać granice. Kuba Witek osiąga coś, co początkowo wydaje się mu nie do osiągnięcia. My dzięki tej książce odwiedzamy wyspę, na której czas płynie zupełnie inaczej. Powoli, bez kontynentalnej nerwowości. Można tego zasmakować, poznając te zapiski. Cieszę się, że to tak sugestywna książka, choć operuje oszczędnym słownictwem i skupia się przede wszystkim na bieżących problemach odbywanej wędrówki.
Myślę, że „Ring Road” sugeruje nam także, iż w tak specyficznych warunkach można sobie wypracować zupełnie nową definicję wolności. Że ta wolność jest czymś zupełnie innym, co w bezpiecznym i przewidywalnym życiu uznawaliśmy za pewnik. Zrewidowane poglądy Witka to coś, co zatrzymuje on głównie dla siebie. Te zapiski sygnalizują jedynie momenty zmiany sposobu postrzegania świata i własnego życia. Jazda rowerowa jest specyficznym punktem odniesienia do tego, w jaki sposób człowiek przemierza świat. To przede wszystkim dziennik o przemierzaniu bardzo konkretnej przestrzeni i to w niej, tej islandzkiej dzikości, Kuba Witek definiuje kilka pojęć na nowo. My możemy podglądać i zazdrościć. Przeglądać zdjęcia, które ubarwiają relację. Poznawać inne formy relacji z drugim człowiekiem.
O spotkaniach – przypadkowych i planowanych – autor pisze w sposób bardzo taktowny. Nie stara się wydobyć z rozmówcy niczego, czego on sam nie chciałby powiedzieć. Opowiada o spotkaniach z nieznajomymi ludźmi, którzy potrafią obdarzyć człowieka wielką dozą serdeczności. Mijani podróżnicy także są w drodze. Ale w tej opowieści pojawiają się również rodacy Witka, którzy z różnych powodów osiedli w Islandii na stałe. Ich historie nie są opowiedziane, ale poruszają wyobraźnię relacje z teoretycznie obcymi ludźmi, którzy wykazują się specyficzną formą empatii. Ta islandzka empatia, specyficzne poczucie humoru i umiejętność dzielenia się z innymi swą radością życia to pewne cechy eksportowe Islandczyków, którymi powinni oni zarazić europejski kontynent. Kuba Witek nie ma czasu na to, by zanalizować relacje, jakich doświadcza, ale czytelnik może stanąć przed wyzwaniem sprawdzenia, jak jest naprawdę – ze świadomością mieszkańców wyspy oraz przybyszów z zewnątrz, którzy postanowili pozostać na wyspie.
To opowieść o pewnej dozie heroizmu i szaleństwa. Historia człowieka, dla którego nic nie było niemożliwe. Narracja zmuszająca do zastanowienia się nad tym, jak wiele szczęścia miał w swej podróży Kuba Witek, bo nie każdemu Islandia jest tak przyjazna. „Ring Road” jest bardzo dobrym przykładem pamiętnika, dzięki któremu można uporządkować ogrom przeżyć. Zadziwiające, że przy tak dużym wysiłku fizycznym i pośród wielu ekstremalnych sytuacji autor miał siłę i motywację, by robić na bieżąco notatki. Książka bowiem powstała z zapisków, które były czynione bezpośrednio w trakcie podróży. Zachowany czas teraźniejszy narracji pozwala Witkowi przeżyć tę podróż ponownie. Widać, że książka w takiej, a nie innej formie była potrzebna jemu samemu, ale dostrzec można też coś jeszcze. To bardzo wiarygodna opowieść o pasji, którą można zarazić innych. O tym specyficznym rodzaju samotności, którego każdy z nas być może poszukuje. O samotności twórczej, konsekwencji w działaniu i wrażliwości na niuanse. Tak, to bardzo przekonujący obraz tego, czym może być Islandia w ludzkiej świadomości. „Ring Road” udzieli kilku odpowiedzi na pytanie o magię wyspy. Bardzo rzeczowo, zwykle wprost, czasem w oczywistych słowach o nieoczywistych sprawach. Świetny jest ten dziennik podróży. Autentyczny i na tyle swojski, że każdy się w nim odnajdzie. Poznając jednocześnie jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi.
Autor: Jarosław Czechowicz
ur. 1978, absolwent filologii polskiej UJ oraz Podyplomowego Studium Dziennikarstwa i Komunikacji Medialnej UJ; niezależny recenzent; juror konkursu literackiego Wydawnictwa Znak „To się musi POWIEŚĆ”; publikacje m.in. w „Portrecie”, „artPAPIERZE”, „sZAFie” oraz w portalach „Internetowe Imperium Książki”, „biblioNETka”, „G-Punkt”, „Independent.pl”. Strona z recenzjami „Krytycznym okiem” to marka, której zaufały już takie polskie wydawnictwa jak Wydawnictwo Literackie, Karakter, Dobra Literatura, AMEA, JanKa, MUZA, Sine QuaNon, Lambook, FORMA, Prószyński i S-ka, W.A.B., Toczka, Znak czy Jirafa Roja; kilkudziesięciu pozycjom wydanym w tych oficynach Jarosław Czechowicz patronuje medialnie. Autor ponad tysiąca omówień współczesnej prozy polskiej i światowej. Autor książki z wywiadami „Rok w rozmowie. Pisarze krytycznym okiem”.