„Po śmierci będę umarły i byłem umarły przed narodzinami. Życie to przerwa w śmierci. Człowiek nie może być martwy cały czas”.
To „życie – przerwa w śmierci”, narratora „101 Reykjavík” Hlynura, zamyka się w obszarze kodu pocztowego 101 w Reykjavíku, czasem wybiega na chwilę do pobliskich klubów, żeby ostro się zabawić. Informacje o świecie mężczyzna czerpie z telewizji i Internetu. Ma trzydzieści trzy lata, mieszka z matką, nigdzie nie podróżuje, nie pracuje, żyje z zasiłku. Nieliczne rozrywki Hlynura to upijanie się, narkotyki, podrywanie dziewczyn, seks, oglądanie porno, masturbacja, czasem szczeniackie wygłupy z kolegami lub solo. Bo Hlynur nie chce dorosnąć, jak ognia boi się odpowiedzialności za cokolwiek.
Bohater (nazywany przez matkę pieszczotliwie Hlynurkiem) snuje gorączkową, zatrutą nieraz kacem, a czasem i poczuciem winy, opowieść o totalnej samotności. Nie chce i nie potrafi realnie związać się z jakimikolwiek ludźmi, jego relacje są powierzchowne, mechaniczne i pozorne. Wydaje się, że czasem po prostu patrzy na innych ludzi jak na obcy sobie gatunek. To sprawia, że ich rani – zwłaszcza niektóre kobiety (postać siostry, przyjaciółki), ale także rani siebie. Jest antybohaterem – obibokiem, korzystającym ze wsparcia materialnego matki, który pozostaje „wiecznym chłopcem”.
Tak, jest to książka miejscami śmieszna, ale jest to śmiech przez szloch. Autoironia Hlynura, jego wybryki, ekstremalne zachowania, agresja, autoagresja i dialogi z innymi ludźmi, które bardziej są grami słownymi lub manipulacją niż momentem porozumienia, są po prostu rozdzierająco smutne. Płyniemy wraz ze strumieniem jego świadomości i nie jest nam, jako czytelnikom, oszczędzone żadne doświadczenie, nawet najbardziej intymne. Bohater dosłownie i w przenośni obnaża się przed nami, jest w tym żenująco szczery, jak dziecko, które nie zna żadnych granic. Tyle że to dziecko ma już trzydzieści trzy lata… i niebawem może zostanie ojcem…
Bardzo ważny w powieści – świetnie przetłumaczonej przez Jacka Godka – jest język, jakim bohater opowiada nam swój świat. Pełen dziwacznych zwrotów, neologizmów, zapożyczeń, przekręceń (w tym miejscu brawa dla tłumacza za inwencję). Sposób porozumiewania się Hlynura podkreśla niemożliwość porozumienia pomiędzy nim a resztą świata. To trochę tak, jakby bohater mieszkał w sąsiadującej z tą zwykłą, codzienną – rzeczywistości. To, co dla ludzi codzienne i zwykłe, dla niego jest dziwaczne i pokręcone.
Nie sposób polubić Hlynura – za każdym razem, gdy matka go mentalnie „upupia” i przychodzi moment, gdy chcemy mu – być może jakoś współczuć – on oddaje rzeczywistości i ludziom, także bliskim – z nawiązką, bez zahamowań. To, co najbardziej go dotyka i boli – wyśmiewa, a błazenada jest jego tarczą przed ewentualnym cierpieniem. Nie jest w stanie zachować się poważnie w żadnej sytuacji, nawet ostatecznej. Oczywiście, problemem Hlynura jest również fatalna relacja z ojcem – alkoholikiem, ale nie usprawiedliwia to postępowania mężczyzny. To smutna, żenująco szczera postać, której spowiedź nas wciąga, ale i odrzuca zarazem.
Olga Szelc
Słowo o autorze
Hallgrímur Helgason
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie pisarzy islandzkich. Autor powieści, poezji, sztuk teatralnych, ale także komik, malarz i satyryk. W Polsce ukazały się dotychczas „Kobieta w 1000°C”, „Poradnik domowy kilera” oraz wspomniany już wyżej „101 Reykjavík”. Ta ostatnia książka została także zekranizowana w 2000 roku w reżyserii Baltasara Kormákura.