W ubiegłym roku Islandię odwiedził Jarosław Czechowicz, autor książki „Poza napisanym” dla którego czytanie książek, jest tak ważne jak powietrze.
Justyna Grosel, redaktorka Iceland News Polska zorganizowała spotkanie autorskie, podczas którego rozmawiała z autorem nie tylko o książkach, pisaniu, ale również o miłości do Islandii.
Justyna Grosel – Kiedy po raz pierwszy zakochałeś się w książkach i czytelnictwie?
Jarosław Czechowicz – Pamiętam, że dość szybko nauczyłem się czytać. I nikt mnie jakoś szczególnie do tego nie zachęcał, bo nie pochodzę z domu, w którym się czytało. Gdy oswoiłem już literki, a potem zdania, chciałem zdobywać dla siebie książki. W pierwszej klasie ograniczano nas w szkole, bo wolno było wypożyczyć książki dopiero po kilku miesiącach edukacji, a ja chciałem wcześniej. Prawdziwy romans z czytaniem zaczął się chyba w szkole średniej, choć wtedy czytałem rzeczy, na które było zdecydowanie za wcześnie – na przykład wszystkie siedem tomów „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta. Studia polonistyczne wygasiły pasję czytania przez to, że trzeba było czytać z musu, zbyt wiele i na akord, czyli do egzaminów. Pamiętam, że prawdziwą przyjemność dały mi przygotowania dopiero do egzaminu z literatury współczesnej. Świadoma miłość do czytania przyszła chyba kilkanaście lat temu, chociaż dzisiaj czytanie traktuję też jak pewien rodzaj pracy, więc nie ma w tym często jakichś młodzieńczych porywów. Podoba mi się jednak ten moment, w którym jakaś powieść zwyczajnie mnie wzrusza i rzucam w kąt notatki potrzebne do recenzji, chłonę ją po prostu. Tak poza tym czytanie zawsze było ze mną, gdy miałem pod górkę, czyli dość często w życiu.
Justyna Grosel – Jarku, kim czujesz się najbardziej? Pisarzem, krytykiem, podróżnikiem?
Jarosław Czechowicz – Unikam etykiet w życiu, bo nic tak nie ogranicza ludzkiej tożsamości jak bycie przypisanym do danej etykiety. Wiem, że to porządkuje odbiór innych, ale mnie przeszkadza. Nie jestem pisarzem, tylko autorem dwóch książek z wywiadami. Nie jestem krytykiem, bo nie mam odpowiednich narzędzi do teoretycznoliterackiej analizy książek. Myślę, że jestem uważnym czytelnikiem i przy okazji też recenzentem. Podróżnik też ze mnie żaden, bo nie widziałem wiele tego świata, a poza tym ograniczają mnie kierunki z niskimi temperaturami, w których czuję się najlepiej. Zatem po zwiedzeniu kilku krajów skandynawskich nie pozostaje mi dużo do zobaczenia.
Czy doświadczenia z wydania pierwszej książki pomogły łatwiej przejść drogę wydawniczą przy „Poza napisanym”?
„Rok w rozmowie” był efektem próby i swoistym doświadczeniem czegoś nowego. Tamta książka na pewno była jakimś otwarciem, zrobieniem czegoś więcej niż prowadzenie bloga z recenzjami książek. „Poza napisanym” to zbiór, który powstał z większym doświadczeniem i oczywiście było łatwiej, gdyż w międzyczasie udało mi się poznać wielu nowych pisarzy, ale przede wszystkim takie książki, które niejako wymusiły na mnie pytania o ich konteksty. Bardzo się też cieszę, że moją propozycją zainteresowali się Ania i Tomek Sekielscy, bo włożyli sporo pracy w to, żeby ten zbiór wyglądał naprawdę dobrze, i przede wszystkim uwierzyli w celowość wydania tych wywiadów, uzupełnienia ich i nadania im nowego znaczenia po tym, jak można było je wcześniej czytać u mnie na stronie.
Komentarze na temat zarówno twojego najnowszego, jak i poprzedniego wydawnictwa są bardzo pozytywne. Jeden szczególnie zapadł mi w pamięć. Komentująca stwierdziła, że twoje książki/wywiady stały się drogowskazem do poznania współczesnego polskiego pisarstwa. Taki był twój plan, myśl przewodnia rozpoczęcia cyklu wywiadów z polskimi pisarzami?
Moim celem było pokazanie, że pisarze to ludzie z krwi i kości, do których można bez problemu dotrzeć i z którymi rozmowa to wspaniała frajda poznawcza. Że to ludzie mający szczególnie wyczulone zmysły. Często mocno subiektywni w swoich osądach rzeczywistości, ale obdarowani umiejętnością wydobywania się z subiektywizmu na rzecz bardzo często uniwersalnych w wymowie narracji. Chciałem także, żeby był to zbiór wywiadów dla tych, którzy niekoniecznie znają moich rozmówców, ale odnajdą się w tym, o czym mówimy, bo wychodziliśmy od książek, a dyskutowaliśmy przede wszystkim o różnorodności życia i jego różnorodnym postrzeganiu. Dostałem kilka sygnałów od czytelników, którzy nie znali pisarzy z książki, ale jednocześnie dobrze im się ją czytało. O taki efekt mi chodziło.
Czy któryś z wywiadów zapadł ci szczególnie w pamięć?
Wszystkie są bardzo ważne i każdy na swój sposób wyjątkowy. Mogę wskazać dwie rozmowy, bo były one początkiem dalszej, bardzo interesującej znajomości i mógłbym z tymi autorami dopisywać ciągi dalsze, stworzyć wywiady rzeki. To Katarzyna Tubylewicz i Jacek Melchior. Chyba najbliżej mi do nich mentalnie i mam wrażenie, że mamy podobną wrażliwość w odbieraniu niuansów otaczającej nas rzeczywistości.
Jakie są twoje plany pisarskie? Coś poza wywiadami oraz krytyką? Czy twoje szuflady kryją nieujawnione nikomu historie twojego autorstwa?
W moich szufladach panuje tak zwany artystyczny nieład, ale na pewno nie ma tam żadnych próbek prozatorskich. Myślę, że gotowa książka jest w głowie, ale nie mam czasu, by przenieść ją do pliku, bo przecież teraz już się nie pisze w takim sensie jak kiedyś. To historia związana z osobą mi najbliższą, ale jednocześnie bardzo toksyczną. Będzie pewnie formą pożegnania z nią. Myślę, że zasadniczy temat, czyli kobiecy alkoholizm, też będzie istotny, bo jest rzadko prezentowany, jakby był nad wyraz niewygodny w polskich realiach. Wolę za dużo o tym nie mówić, bo przecież najpierw ta książka musi się złożyć, ale tak, być może pomyślę w przyszłości o tym, by spróbować sił jako pisarz.
„Poza napisanym” nie mówi o Islandii, a jednak jesteś tu dziś z nami. Jak do tego doszło?
To był mój pomysł, aby „Iceland News Polska” patronowało medialnie tej książce. Ania Sekielska podeszła do tego bardzo entuzjastycznie. Lubię was czytać i doceniam wkład pracy w to, by na co dzień informować liczną Polonię islandzką o wszystkim, co ważne na wyspie, a co z różnych powodów nie jest dla odbiorców dostępne na islandzkich czy anglojęzycznych portalach. Podoba mi się wasza świeżość i poczucie humoru, a także solidność oraz ogólnie pomysł na portal. Jest bardzo różnorodny tematycznie. Pomyślałem jednak, że może za mało w nim o książkach i czytelnictwie, a pomoc w promocji „Poza napisanym” choć trochę to zmieni. Tym bardziej że będziecie mogli rozdać kilka egzemplarzy mojej książki wśród tutejszej Polonii.
Parafrazując pierwsze pytanie: kiedy po raz pierwszy zakochałeś się w Islandii?
Istniała dla mnie zawsze jako konkretne miejsce na mapie, ale bardzo długo tylko w ten sposób. Potem pojawił się w moim życiu krótki film obrazujący islandzką drogę i po nim zacząłem się interesować tym krajem. Niestety, zakochałem się w Islandii już wówczas, gdy było to modne, w związku z tym nie udało mi się poznać wyspy dzikiej i bezludnej, sprzed boomu turystycznego. Wiem, że teraz też można odnaleźć tysiące miejsc bez turystów, ale staje się to coraz trudniejsze. Przez kilka lat wzdychałem do tych niepowtarzalnych krajobrazów na zdjęciach i gromadziłem fundusze na pierwszą wyprawę. Odbyłem ją w lipcu 2016 roku i wpadłem po uszy. Zachwycają mnie islandzkie surowość i różnorodność. Jedno miejsce może mieć tysiąc oblicz i barw – w zależności od natężenia światła czy punktu widzenia. Podczas pierwszej wyprawy moi gospodarze wykazali się anielską cierpliwością, bo trzeba było zatrzymywać samochód właściwie co dziesięć minut, gdy zachwycałem się każdą skałką po drodze. Pozdrawiam Patrycję i Adama.
Czy masz plany względem Islandii?
Tak, chciałbym się na Islandię przenieść. Myślę o tym od dłuższego czasu, zbierając różne informacje. Czytam o historii, życiu codziennym kraju, śledzę polonijne fora, przeczytałem nawet opracowanie naukowe „Polacy na Islandii”. Oddzielam wyobrażenia od faktów. Mity od rzeczywistości. Otrząsam się z tego idealistycznego wizerunku wyspy, jaki został stworzony na potrzeby medialne. Zdaję sobie sprawę, że przenosiny będą wymagać pewnych kompromisów, bo mam w Polsce dość uporządkowane i stabilne życie. Myślę jednak, że Islandia jest moim miejscem na ziemi. Że kiedyś się nim stanie.
Czy czujesz, że wyjazd w wymarzone miejsce cię zmienił?
Mam za sobą dwa pobyty na Islandii – latem i zimą. Koniecznie trzeba zobaczyć wyspę w tych dwóch odsłonach, by ujrzeć ją naprawdę. W Islandii zmienia mi się sposób patrzenia na otoczenie. Wyostrzają się kontury, uwaga jest wzmożona. Wiem, że to kraj codziennie udowadniający ludziom, że mogą w nim funkcjonować tylko dzięki kompromisom z naturą. Że są tu tylko dlatego, iż owa natura jest wyjątkowo łaskawa, a gdy trudno o tę łaskawość, trzeba się nauczyć twardego życia. Islandia nauczyła mnie też luzu, uważności i przede wszystkim szacunku do dzikiej przyrody. Na wyspie to ona absolutnie rządzi.
Masz na liście DO ZWIEDZENIA jeszcze jakieś miejsca, które w szczególny sposób cię ciągną?
Pewnie, że tak, ale te kierunki uwarunkowane są temperaturami – wszędzie mi dobrze, gdzie poniżej 10 stopni. Zatem mam jeszcze do odkrycia Norwegię, na pewno chciałbym odwiedzić Alaskę i Kanadę. Marzeniem jest też północna Rosja. Tym niemniej zawsze z największą ochotą będę wracał na Islandię, bo przybycie na wyspę nieodmiennie jest dla mnie wciąż nowym doświadczeniem.
Twoje życie to książki. W Islandii czytelnictwo stoi na dość wysokim poziomie. Książka to nie grzech. W Polsce statystyki nie są zbyt wybitne. Czy myślisz, że można zainspirować ludzi do czytania, a jeśli tak, to jak?
Promocja czytelnictwa w Polsce stoi na marnym poziomie, bo mam wrażenie, że sporo podmiotów mogących być za to odpowiedzialnymi zwyczajnie sobie odpuściło. W Polsce czytanie nie było i prawdopodobnie nie będzie modne. Osoby publiczne, które mają znaczny wpływ na opinię ogółu, nie pokazują się z książkami. Lata historii uwarunkowały specyfikę czytania oraz to, jakie grupy społeczne powinny czytać, a którym nie wypada. Poza tym w Polsce na co dzień żyje się w naprawdę niekomfortowych dla czytania warunkach – ustawiczna praca ze słabym wynagrodzeniem, liczne frustracje w walce o przetrwanie kolejnego miesiąca, także wysokie ceny książek, lecz przede wszystkim brak ich obecności w w postaci mówienia o nich każdego dnia. Lubię przekonywać do czytania na niecodzienne sposoby. Na przykład w szkole, w której pracuję, otworzyliśmy wypożyczalnię dla rodziców naszych uczniów. Ja odgruzowałem mieszkanie z książek, a ci ludzie mają okazję sięgnąć po nowości wydawnicze. Ktoś mi kiedyś powiedział, że pewnie nie zacząłby czytać, gdyby nie natknął się na stoisko z książkami, gdy szedł na zebranie klasowe. I to jest ta niekonwencjonalność – znajduje się w ten sposób nowy czytelnik, który nie stałby się nim w żadnych innych okolicznościach.
Czy możesz przekazać życzenia noworoczne naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Wiem, że ciężko pracujecie na co dzień i często nie macie czasu pozwiedzać Islandii. Życzę wszystkim zatem dużo sprzyjających okoliczności do tego, by pojeździć po wyspie. Ja znam ją przede wszystkim jako turysta. Życzę niepowtarzalnych odkryć, których można doświadczyć, wyjeżdżając choćby kilkanaście kilometrów poza miejscowość, w której się pracuje. I życzę islandzkiego luzu na co dzień. Wszystkiego dobrego w 2018 roku!