Nordyckie requiem dla narkomanów – recenzja filmu

Dodane przez: INP Czas czytania: 4 min.

Jeśli chodzi o plagę uzależnienia od opioidów, która przetacza się przez kraje nordyckie i, rzecz jasna, Stany Zjednoczone, Islandia nie stanowi wyjątku. W latach 1990 i 2000 widywało się tylko tak zwanych „dyskotekowych pijaków”. Były to osoby, które zażywały kokainę, amfetaminę i inne narkotyki, aby zachować odrobinę przytomności i móc dalej pić.

Islandczycy robili filmy na temat tych ludzi. „Blossi” jest prawdopodobnie najbardziej godną uwagi próbą uchwycenia pokolenia lat 90., które również brało narkotyki, szczególnie ecstasy, tańcząc do ciężkich bitów zespołu Underworld. Od tamtego czasu nikt w kraju nie podejmował próby udokumentowania ponurej rzeczywistości narkomanów, choć w świecie narkotyków wiele się do tej pory zmieniło.

- REKLAMA -
Ad image

„Lof Mér Að Falla” (w wolnym tłumaczeniu Pozwól mi upaść) to trzeci pełnometrażowy film w reżyserii Baldvina Zophoníassona. Drugim był islandzki przebój kinowy „Życie na kredycie” (tytuł oryginalny Vonarstræti).

Film przedstawia historię dwóch nastolatek, które zostają kochankami i zaczynają brać narkotyki. Bynajmniej nie dlatego, że miały ciężkie dzieciństwo, ktoś się nad nimi znęcał lub robił im inną krzywdę. Są po prostu ludźmi, ciekawymi, poszukującymi nowych przeżyć i oczywiście zabawy.

Zamiast skupiać się wyłącznie na młodych i fascynujących dziewczętach w ich powolnym, sennym, narkotycznym upadku, podążamy za nimi w przyszłość. Podczas gdy jedna walczy zaciekle z własnym sumieniem, druga zmienia się w cień człowieka, jest uzależniona od narkotyków dożylnych. W swoim ciekawym podejściu do fabuły autor odsłania przed widzami prawdziwą grozę przeszłości głównych bohaterek, opowiadając jednocześnie obie historie. Jedna z dziewcząt zmaga się z nałogiem, podczas gdy druga przeszła odwyk, a teraz musi pogodzić się z rzeczami, które robiła jako narkomanka. Ponury przekaz jest nieunikniony.

Kristín Þóra jako Magnea

Film oczarowuje znakomitą grą aktorską. Dwie główne postacie zostały zagrane przez młode kobiety, niemające wcześniejszego doświadczenia aktorskiego. Swoje zadanie wykonały niemal bezbłędnie. Starsze postacie powierzono bardzo doświadczonym aktorom i można śmiało powiedzieć, że Kristín Þóra Haraldsdóttir jest absolutnie olśniewająca w roli głównej bohaterki o imieniu Magnea w późniejszych latach.

Niesamowity występ wszystkich aktorów jest oczywiście wynikiem pracy bardzo utalentowanego reżysera, jakim jest Baldvin Zophoníasson. Ukazuje on nam w fascynujący, a zarazem naturalistyczny sposób życie młodych, borykających się z problemami kobiet.

Film opowiada również o smutnym losie rodziców i o ich rozpaczliwej walce o uratowanie swoich dzieci. Oczy wypełniły mi się łzami, gdy ojciec Magnei (w tej roli Þorsteinn Bachmann) podejmuje ostatnią tragiczną próbę ocalenia duszy swojej córki.

Film ten to rzadki klejnot, w którym wszystko łączy się w całość – aktorzy, muzyka, historia i kinematografia. W tym połączeniu można odnaleźć poruszającą historię, jedną z takich, które mogły zdarzyć się na całym świecie. „Lof Mér Að Falla” to bezpretensjonalna i surowa współczesna opowieść ostrzegająca o niebezpieczeństwie, które czai się w każdym społeczeństwie i dotyka nas wszystkich. Jest w niej szacunek dla tych którzy przeżyli koszmar i tych, którzy zmarli, zanim ich życie naprawdę się rozpoczęło.

Film „Lof Mér Að Falla” można oglądać w kinie Smarabio i z angielskimi napisami w kinie Háskólabíó o godzinie 18:00.

Godziny pokazów – TU.

Grapevine/Grupa GMT/Krzysztof Grabowski

Udostępnij ten artykuł