Na parterze Harpy, tuż obok sklepów z pamiątkami, na ścianie bocznej wisi barwny obraz. Można go przeoczyć, ale intensywne kolory bijące z płótna hipnotyzują każdego, kto postanowi jednak mu się oprzeć.
To Dwie kobiety i koń (Tvær konur og hestur), obraz Louisy Matthíasdóttir (1917-2000), podarowany miastu Reykjavik przez córkę artystki w październiku 2012 roku. Dla Harpy był to zdecydowanie zaszczyt, bo Louisa Matthíasdóttir należy do jednych z najbardziej oryginalnych artystek swojego pokolenia. I choć karierę rozwijała przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, a w islandzkojęzycznych źródłach niewiele można znaleźć informacji na jej temat, pamięć o artystce powraca w 100. rocznicę jej urodzin. Z tej okazji możemy oglądać dzieła malarki w ramach wystawy retrospektywnej w Kjarvalsstaðir.
Dzieje życia i twórczości Louisy Matthíasdóttir są jak jej obrazy: intensywne, barwne, za każdym razem zaskakujące na nowo. Na często malowanych autoportretach widzimy kobietę dumną, stojącą pewnie z założonymi rękami. Jej twarz wydaje się surowa, a czasami pozbawiona nawet rysów. Częstym atrybutem malarki jest kolorowy sweter albo chustka na głowie; takie ubrania wykonywała ze starych koszul swojego męża, Lelanda Bella. Poznali się kiedy Louisa na dobre wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Już jako 17-letnia dziewczyna pojechała na studia do Danii; w latach 1934-1937 uczyła się sztuki użytkowej w Kunsthåndværkerskolen w Bredgade. Nie wyniosła z nich jednak zbyt wiele, bo planowała zostać malarką, ale na wczesnym etapie twórczości zdarzało się jej chociażby projektować okładki książek, wzory tapet czy karty do gry. W roku 1938 udała się z rodzicami do Paryża i została tam na zimowe zajęcia w pracowni Marcela Gromaine. Po latach przyznawała wprost, że nie był on dobrym malarzem i niczego się od niego nauczyła. Podczas wycieczek do Luwru spotkała koleżankę ze szkoły, Nínę Tryggvadóttir i – choć unikała rodaków za granicą – przyszłe malarki szybko się zaprzyjaźniły. Tworzyły wspólnie po powrocie do ich rodzinnego miasta, Reykjaviku, gdzie były też częstymi bywalczyniami Unuhús (Garðastræti 15) ówczesnego salonu artystycznego, w którym zbierała się islandzka śmietanka artystyczna, także Halldór Laxness. Obecność kobiet w takim towarzystwie była jak na tamte czasy szokująca, tym bardziej, że obie panie były bardzo nowoczesne i swoją niezależność akcentowały chociażby poprzez noszenie spodni.
Ze względu na zawirowania wojenne na kontynencie, a chyba przede wszystkim również dlatego, że wraz z wybuchem II wojny światowej stolica światowej sztuki przeniosła się z Paryża do Nowego Roku, Louisa wyjechała do Ameryki. W latach 40. i 50. rozwijało się tam właśnie malarstwo abstrakcyjne, a mąż artystki był zwolennikiem nowego trendu. Louisa nie chciała jednak porzucić malarstwa figuratywnego, choć z pewnością nowojorskie color-field painting (malarstwo barwnych płaszczyzn), w którym zwracano uwagę na wzajemnie oddziaływanie koloru i formy, zadecydowało o własnym stylu malarki. Jej obrazy to feeria barw malowanych szybkimi, pewnymi pociągnięciami szerokiego pędzla. Plamy barwne wydają się niemal całkowicie płaskie, co czyni malowane przez nią zwierzęta i postaci podobnymi do marionetek czy drewnianych zabawek na tle z kolorowej wycinanki. Zawsze jednak jej martwe natury czy pejzaże były odniesieniem do rzeczywistości. „Nigdy nie buduję kształtów i kolorów bez obserwowania ich w naturze”, mówiła. „Ale prawdziwy obraz nie może być całkowitym odmalowaniem rzeczywistości”.
Większość jej pejzaży nie powstała jednak w plenerze. Swoje najbardziej charakterystyczne krajobrazy Islandii malowała w Nowym Jorku, posługując się jedynie pamięcią i wyobraźnią. Mimo artystycznej emigracji i otaczania się nieskończonymi inspiracjami kosmopolitycznej metropolii, Louisa tworzyła w pracowni swoje barwne wspomnienia z ojczyzny. Jej twórczość nie jest jednak bynajmniej wyrazem patriotyzmu, choć oczywiście nigdy nie wyrzekała się swojej islandzkości. Jak sama twierdziła, islandzkie krajobrazy wsiąkły w nią w czasach dzieciństwa i choć przez całe swoje długie życie dużo podróżowała, żaden widok nie wyrugował rodzimego pejzażu. Malowała zarówno skrócone perspektywy ulic Reykjaviku, jak i tętniącą spokojem wieś z owcami i końmi islandzkimi. Często w jej twórczości powraca motyw Esji oglądanego z okien Höfði, do którego siedmioletnia Louisa wprowadziła się wraz z rodziną w 1924 roku (i mieszkała tam do 1937).
Choć Höfði kojarzy się teraz głównie z historią Zimnej Wojny, tablica pamiątkowa stojąca przy domku przypomina postać Louisy Matthíasdóttir, nazywając ją jedną z wiodących artystek Islandii. Malarka wielokrotnie wracała od kraju rodzinnego i niemal w całości poświęciła mu swoją twórczość, jednak po raz pierwszy wystawiła swoje dzieła w Islandii dopiero w 1974 roku (już jako dojrzała i ceniona w USA artystka, zaprezentowała 17 płócien podczas wystawy Zgromadzenia Artystów Islandzkich), a jej pierwszy samodzielny pokaz odbył się 13 lat później (w roku jej 70. urodzin!) Do lat 70. jej twórczość nie była praktycznie w ogóle znana na Wyspie, natomiast teraz jednak ona jedną z ulubionych islandzkich malarek współczesnych. Natomiast o popularności jej obrazów w świecie anglosaskim może świadczyć seria angielskich tłumaczeń powieści Halldóra Laxnessa wydana przez Random House, których okładki dekorują właśnie prace Louisy Matthíasdóttir.
Autor: Emiliana Konopka
Interesujecie się sztuką i islandzkimi artystami? Zachęcamy do zapoznania się z innymi artykułami Emiliany: