„Odziedziczone zło” Yrsy Sigurdardottir to powieść głównie przerażająca. Przede wszystkim ze względu na brutalność morderstw, z którymi mamy do czynienia. Pisarka potrafi jednak oszczędnie opisywać to, co robi zwyrodnialec, pozostawiając wyobraźni czytelnika, jakich użył narzędzi i co dokładnie uczynił. Zabieg ten jednak znakomicie się sprawdza, potęgując grozę scen zabójstwa i sprawia, że bardzo chcemy, aby główny bohater rozwiązał zagadkę, aby mała dziewczynka, która była świadkiem zabójstwa matki, zaczęła wreszcie mówić i żeby student, pasjonujący się krótkofalówkami, wziął się w garść i pomógł policji. Przecież chyba jest blisko rozwiązania? A może padnie ofiarą własnej ciekawości?
Ale to wszystko nie jest takie proste. Jak to w życiu. Morderstwa, choć mrożące krew w żyłach, to tylko skutek szeregu wydarzeń, splotów okoliczności, a może bezwzględnego przeznaczenia? Nic tu nie jest czarno-białe.
Ponieważ – a często tak u Yrsy bywa – ta książka to nie tylko rasowy, mroczny kryminał. To także thriller, powieść społeczna i obyczajowa zarazem. Pisarka rozpatruje zachowania bohaterów z każdej strony, nie szczędzi scen przemyśleń, opisów i dialogów.
Scena otwierająca książkę odbywa się w przeszłości. Mamy do czynienia z urzędnikami pomocy społecznej, którzy decydują o przyszłości trójki dzieci. Dzieci, które przeszły piekło, lecz oni szykują mu kolejne – zamierzają rodzeństwo rozdzielić i oddać do różnych rodzin adopcyjnych. Z pewnych względów nie wszystkie dzieci od razu znajdują rodziny. Nad jednym z nich – najstarszym chłopcu – cieniem się kładzie jego podejrzane pochodzenie… Młodszy chłopiec rozdzierająco płacze, gdy zabierają jego siostrzyczkę, którą do tej pory z oddaniem się opiekował…
Wiele lat później detektyw Huldar staje przed zagadkami. Jedną zawodową – związaną z morderstwem kobiety, drugą osobistą – związaną z poznaną kobietą i spędzoną z nią upojną nocą.
Ta druga zagadka zresztą, ku pewnemu zażenowaniu obu stron, wkrótce się rozwiąże.
Przed kolejną tajemnicą w postaci milczącej ofiary morderstwa – dziewczynki – staje psycholog ze schroniska dla dzieci, Freyja, uwikłana dodatkowo w układ z bratem siedzącym w więzieniu. Z tajemnicą swojego pochodzenia oraz z szyfrem podawanym przez krótkofalówkę zmaga się też Karl, osierocony przez matkę student.
Trzeba przyznać, że Yrsa Sigurdardottir potrafi doskonale budować nastrój i wikłać wątki. Jeśli jesteście, jak ja, czytelnikami, którym często zdarza się wytypować mordercę gdzieś w połowie książki, to tutaj się pogubicie. Tym razem zostałam zaskoczona. A lubię być zaskakiwana w tego typu powieściach.
Książkę znajdziecie na stronie wydawcy:
www.soniadraga.pl
Olga Szelc