Rybołówstwo w Islandii stoi na ostrzu noża. Mało możliwe? A jednak. Z jednej strony stołu swoje racje przedstawiają dyrektorzy Islandzkiego Związku Marynarzy, z drugiej przedstawiciele dyrekcji przedsiębiorstw rybackich.
Marynarze pracujący na statkach i kapitanowie statków w Islandii rozminęli się w swoich celach przy podpisaniu umowy z islandzkimi firmami rybackimi jeszcze w sierpniu zeszłego roku. Marynarze odrzucili umowę podpisaną przez kapitanów. Najciekawsze jest to, co może doprowadzić do strajków w najbliższym listopadzie, czyli fakt, że od 2011 roku marynarze w Islandii pracują bez ważnego układu zbiorowego.
– Sytuacja przeciąga się niewyobrażalnie. Wiele osób nie jest świadomych, w jak poważnej i niebezpiecznej sytuacji zawodowej znajdują się marynarze. Po raz kolejny odrzucono nasze żądania – powiedział w wywiadzie dla Vísir, Valmundur Valmundsson. – Nie mamy innego wyjścia. Będziemy głosować w sprawie przejścia w tryb strajkowy. Jeśli strajk dojdzie do skutku, rozpocznie się z pierwszym listopada tego roku. Może wpływ na gospodarkę kraju spowoduje, że nasze potrzeby zostaną zauważone.
Zdecydowaną reakcję dyrektora Islandzkiego Związku Marynarzy spowodowały ostatnie negocjacje między marynarzami i przedsiębiorstwami rybackimi w Islandii. Co prawda, nikt z reprezentantów marynarzy nie kontaktował się w sprawie strajków bezpośrednio z władzami kraju, ale po wieloletniej walce o własne prawa trudno uwierzyć, że rząd zareaguje natychmiast. Związek zapowiada połączenie sił z innymi zainteresowanymi, co zakończy się zupełnym zablokowaniem połowów podczas trwania strajku.
Justyna sajja Grosel