W swoim wywiadzie dla portalu mbl.is premier Bjarni Benediktsson stwierdził, że nie prosił nikogo o zakazanie wydawania kolejnych publikacji ani nie jest z tym w żaden sposób związany.
Komisarz rejonowy miasta Reykjavik pozytywnie rozpatrzył wniosek firmy Glitnir Hold Co o wprowadzenie zakazu rozpowszechniania informacji pochodzących z dokumentów zlikwidowanego banku przez agencje Stundin i Reykjavik Media. We współpracy z brytyjskim dziennikiem Guardian opisywały one transakcje przeprowadzane przez premiera, po tym jak ujawniono, że sprzedał on swoje udziały w banku Glitnir na kilka dni przed jego upadkiem w 2008 roku.
„W całej mojej politycznej karierze, niezależnie od tego, czy chodziło o publiczne debaty, czy artykuły dotyczące mojej osoby, nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby ograniczać wolność słowa lub mediów, aby chronić osoby publiczne, takie jak ja” – powiedział premier w wywiadzie dla portalu mbl.is.
Dodał również, że od dawna uważa, iż tolerowanie zainteresowania mediów wszystkim, co jest związane z jego osobą, jest zwyczajną częścią pracy na stanowisku premiera.
„Nie oznacza to, że jestem zadowolony z wszystkiego, co media o mnie napiszą, ale w takich wypadkach wyjaśnia się sytuację lub publikuje sprostowanie. Uważam, że wiele faktów zostało przedstawionych w złym świetle, zostało wyrwanych z kontekstu i tak dalej, ale nawet jeśli tak jest, to każda osoba i każda gazeta miała do tego prawo, a w wolność słowa w tym kraju oznacza, że można upubliczniać dowolne wiadomości, nawet te źle napisane”.
Dziennikarze portalu mbl.is zapytali jeszcze, czy to właśnie ostatnie doniesienia medialne uważa za „źle napisane wiadomości”.
„Krytykowałem wiele artykułów, które pojawiały się w ostatnim czasie. Uważam, że miałem obowiązek sprostować wiele doniesień, aby to wszystko wyjaśnić. Wiele informacji zostało wyrwanych z kontekstu. Napisano wiele aluzji, półprawd. Takie wiadomości wymagały ode mnie sprostowania i umieszczenia we właściwym kontekście. Ale nie narzekam z tego powodu. Właśnie w taki sposób powinna reagować osoba publiczna, gdy nie jest zadowolona z tego, co przedstawiają media. Nigdy nie podjąłem działań zmierzających do wprowadzenia zakazu”.
Benediktsson dodał, że po pojawieniu się już tylu doniesień medialnych wprowadzanie zakazu wydaje się być co najmniej dziwne. „To absurdalne. Sam byłem stroną w dyskusji dotyczącej tych dokumentów. Ten zakaz wcale nie jest dla mnie dobry. Stawia wszystko w złym świetle. Ludzie zadają sobie pytanie, czy ktoś chce mi się w ten sposób przysłużyć, a tak naprawdę szkodzi mojej reputacji”.
Więc nie miał pan nic wspólnego z wprowadzeniem zakazu?
„Ten zakaz jest w całości inicjatywą banku Glitnir”.
Czyli wprowadzenie go w tym momencie jest dla pana niewygodne?
„Dokładnie tak, ale chciałbym dodać, że nie oceniam tych wszystkich osób, które, jak słyszałem, chce się w ten sposób chronić. Tak hurtowy wyciek dokumentów z systemu finansowego to bardzo poważna sprawa, gdyż zawierają one informacje dotyczące finansów tysięcy Islandczyków. Nie uważam, żeby takie dane należało upubliczniać, ale nie jestem stroną w tym konflikcie”.
Więc nie popiera pan zakazu, jako takiego?
„Ten zakaz mi szkodzi”.
Niezależnie od tego, czy to panu szkodzi, czy nie, co pan sądzi o wprowadzeniu zakazu publikacji tych dokumentów?
„Dlaczego miałbym się wypowiadać na ten temat? Mnie ten zakaz nie dotyczy. Nie jestem stroną w tym konflikcie i nie przyglądałem się prawnym aspektom sytuacji. To musi zostać wyjaśnione na gruncie prawnym, a premier nie powinien wyrażać opinii na temat zagadnień, które leżą w gestii sądu”.
W temacie:
Grupa GMT/Krzysztof Grabowski/mbl.is