Islandzcy turyści odkrywają niewybuchy z II wojny światowej

Dodane przez: INP Czas czytania: 2 min.
fot. RÚV / Guðmundur Bergkvist

Pandemia COVID-19 spowodowała, że głodni podróży Islandczycy wybierają się na wędrówki, podczas których odkrywają więcej niż tylko piękno przyrody. Tej wiosny na Islandii lokalni turyści znaleźli niezwykle dużą liczbę niewybuchów z czasów II wojny światowej. Specjaliści z islandzkiej Straży Przybrzeżnej byli zajęci ich bezpiecznym rozbrajaniem.

Brytyjska Królewska Marynarka Wojenna i Królewskie Siły Zbrojne zaatakowały Islandię 10 maja 1940 roku. Brytyjczycy zostali później zastąpieni przez siły kanadyjskie, a następnie amerykańskie. Chociaż wojska już dawno tu nie ma, nie można powiedzieć tego samego o materiałach wybuchowych. Już w tym roku islandzkie władze otrzymały 15 powiadomień o bombach – zwykle otrzymują około 50 w okresie letnim, ale dopiero od lipca.

- REKLAMA -
Ad image

„Wiosną tego roku zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie jakoś częściej znajdują artefakty wojskowe na łonie natury, co zazwyczaj ma miejsce dopiero późnym latem. Jest to związane z faktem, że więcej osób podróżuje po kraju” – powiedział w rozmowie z ruv.is, Ásgeir Guðjónsson, specjalista ds. materiałów wybuchowych z islandzkiej Straży Przybrzeżnej. „Znajdowane pociski i bomby są wykonane ze stali i leżały tu nawet 70 lat. Są bardzo niebezpieczne, ponieważ upływ czasu spowodował niestabilność materiału”.

Ásgeir mówi, że nie wiadomo, ile takich niewybuchów pozostaje na Islandii, ale mogą ich być tysiące, a nawet setki tysięcy. Są one nie tylko rozrzucone po całym lądzie, ale trafiały też do oceanu otaczającego wyspę. Czasami najbezpieczniejszym sposobem pozbycia się ich jest zdetonowanie, co specjaliści od materiałów wybuchowych zrobili kilka dni temu na półwyspie Reykjanes.

Ásgeir ostrzega osoby przemierzające teren, aby nie dotykały ani nie zbliżały się do niewybuchów lub artefaktów wojskowych, na które się natkną, i natychmiast poinformowały policję.

„Dobrze jest zrobić zdjęcie znalezisku i wysłać policji, aby mogli się oni niezwłocznie zająć problemem”.

Monika Szewczuk

Udostępnij ten artykuł