Już w przyszłym tygodniu lawa z nowej erupcji na półwyspie Reykjanes ma sięgnąć południowej drogi łączącej Grindavík z Reykjavikiem przez Krýsuvík, czyli Suðurstrandarvegur. Na taki scenariusz, według pierwotnych ustaleń, mieliśmy czekać przynajmniej dwa lata. To oznacza, że zachowanie wulkanu w Geldingadalur pod pasmem Fagradalsfjall jest bardzo nietypowe. A co się tam dokładnie dzieje?
Zaraz po rozpoczęciu erupcji 19 marca tego roku geolodzy twierdzili, że może ona potrwać najwyżej kilka dni. To zresztą było jednym z powodów, dla których dziesiątki tysięcy ludzi odwiedziło nowy wulkan w pierwszych dniach od otwarcia się szczeliny – nikt nie chciał tego przegapić. Erupcja jednak trwała tydzień, dwa, miesiąc… i nic nie wskazywało na to, żeby miała się zakończyć. Ba, otwierały się nowe szczeliny, a objętość i prędkość wysięku lawy znacznie wzrosła. Zachowanie wulkanu na Reykjanes jest nieprzewidywalne, ale co do jednego naukowcy są zgodni: jest też bardzo nietypowe.
Na przekór naukowcom
Przede wszystkim dlatego, że wulkany zazwyczaj najbardziej aktywne są na początku erupcji, której siła z czasem słabnie. Tutaj zdaje się być odwrotnie. Na początku erupcji nazywano ją „tak małą, że być może w ogóle nie będzie miała własnej nazwy” i twierdzono, że jej dni są policzone. Jakby na przekór, wulkan z każdym kolejnym dniem wzmagał swoją aktywność. Otworzyły się nowe szczeliny i w momencie największej aktywności eksplozywnej, pięć z nich wypluwało lawę jednocześnie. Później wszystkie poza jedną zagasły, ale ta z kolei zaczęła produkować znacznie więcej lawy.
Według statystyk opublikowanych przez Veðurstofa, objętość pola lawowego okalającego aktywną szczelinę wzrasta liniowo. Na początku czerwca było to prawie 63 miliony metrów sześciennych przy powierzchni 3,3 km2. Średnia prędkość lawy jest stała i wynosi około 12 metrów sześciennych na sekundę. To daje około 60 tysięcy m3 nowej lawy każdego dnia (odpowiednik 9 boisk piłkarskich). Obecnie największa aktywność odbywa się w systemie tuneli lawowych pod powierzchnią zastygłej lawy. W związku z tym rzadziej obserwujemy czerwoną, rozżarzoną lawę płynącą rzekami na powierzchni, najwięcej dzieje się poza zasięgiem naszego wzroku.
Tłumaczy to oburzenie zachowaniem turystów wchodzących coraz chętniej na zastygnięte pole lawowe. Należy mieć świadomość, że pod czarną skorupą zastygłej lawy jej aktywność, tworząca tunele, nadal jest bardzo duża. Skorupa ta z kolei z łatwością pęka pod własnym ciężarem, jest wsysana przez płynącą pod nią lawą lub wybijana podczas małych podziemnych eksplozji. Chodzenie po polu lawowym jest jak rosyjska ruletka, z tą różnicą, że w bębnie rewolweru mamy 5 kul i tylko 1 puste miejsce.
Znacznie wzrosła też emisja gazów, szczególnie dwutlenków węgla i siarki. Wielkość emisji utrzymuje się na poziomie około 14 ton dwutlenku węgla i 7 ton siarki dziennie.
Wulkan realizuje swój scenariusz w przyspieszonym tempie
Wzmożony wylew lawy sprawił, że dużo szybciej, niż się tego pierwotnie spodziewano, lawa przelała się z doliny Geldingadalur, gdzie znajduje się aktywna szczelina, do położonej niżej Nátthagi. Gdy na horyzoncie pojawiło się takie zagrożenie, próbowano opóźnić lub zmienić kierunek lawy wybudowaniem 4-metrowych zapór z piasku. Te zostały jednak pokonane przez lawę w zaledwie kilkadziesiąt godzin. Szybki strumień, a nawet swoiste lawospady, zaczęły wypełniać dolinę – rzec by można, ostatni bastion przed drogą południową. Co więcej, lawa zalała także szlak A – główną drogę prowadzącą turystów w pobliże krateru. Wcześniej lawą odcięte zostało wzgórze, które od samego początku erupcji stanowiło najważniejszy punkt widokowy na wybuchający wulkan. Z tego powodu zmodyfikowano szlak B, który jest dużo bardziej wymagającą górską wędrówką, prowadzącą na „zaplecze” krateru, oraz nowy szlak C do doliny Nátthagi, który – jeśli wysięk będzie trwał nadal w takim tempie i ilości – również dosyć szybko zostanie przez lawę zalany.
Według najnowszych informacji Obrony Cywilnej, strumień lawy kieruje się obecnie bardziej w stronę ważnej infrastruktury. Aby go opóźnić tak bardzo, jak to tylko możliwe, utworzono wał zaporowy o długości 200 metrów i wysokości 5 metrów. To wszystko ma kupić tylko czas, bo złudzeń, że lawa w końcu pokona wszystkie przeszkody, dosięgnie drogi i zacznie wpadać do oceanu, nie ma nikt.
Erupcja, która może potrwać setki lat
Coraz częściej powtarza się również to, co podejrzewano już wcześniej – że erupcja na Reykjanes to dyngjugos. Jest to rodzaj erupcji podczas której powstają ogromne wulkany tarczowe. To szerokie i spłaszczone stożki o bardzo niewielkim (nie przekraczającym 8 stopni) nachyleniu stoku. Koronnym przykładem takiego wulkanu na Islandii jest Skjaldbreiður. Dyngjugos to spokojne i powolne erupcje, mogące trwać od kilku do nawet kilkuset lat.
Skąd takie wioski? Przede wszystkim wynikają one z pomiarów lawy. Jest ona nie tylko wyjątkowo gorąca (ponad 1250 stopni Celsjusza), ale ma też prymitywny skład geochemiczny. Tym samym wykazuje ogromne podobieństwo do, na przykład, lawy z pola Leitihraun, które rozpoczyna się przy górach Bláfjall i ciągnie niemal aż do Selfoss. Leitihraun powstało podczas jednej z erupcji dyngju około 5200 lat temu, która stworzyła szereg tuneli lawowych – największym z nich jest Raufarhólshellir.
Lawa wypływająca z wulkanu w Geldingadalur charakteryzuje się bardzo wysoką zawartością magnezu przy jednocześnie znikomych ilościach innych materiałów. To sugeruje, że wydobywa się ona nie z komory magmowej, jak bywa w przypadku większości wulkanów (np. Hekli w Islandii), ale wprost z płaszcza ziemi. Kiedy magma przebywa jakiś czas w komorze magmowej, okalające ją warstwy Ziemi zanieczyszczają ją w procesie topnienia. Mówi się wtedy o „magmie rozwiniętej”. Lawa w Geldingadalur takiego zanieczyszczenia jednak nie wykazuje (i mówi się o niej „lawa prymitywna”). Oznacza to więc, że jej źródło jest niewyczerpane i o ile w głębszych warstwach Ziemi nie wydarzy się coś (na przykład trzęsienie ziemi), co może zamknąć ten „przewód”, erupcja się nie skończy.
Obserwowanie zachowania wulkanu będzie na pewno emocjonujące w najbliższych tygodniach. W jakim czasie lawa dosięgnie drogi Suðurstrandarvegur i jakie kroki zostaną w związku z tym podjęte, jest ateraz chyba najbardziej frapującym pytaniem. Dodatkowo, ilość wody zebranej w kraterze sprawiła, że ten wrócił do swojego eksplozywnego charakteru. Nadal nie wiemy jak długo to potrwa, czy otworzą się jeszcze nowe szczeliny, a przede wszystkim – w jaki sposób nasz nowy wulkan zmieni okalający go krajobraz.
autorka Kaśka Paluch