Poniedziałek, godzina 11. Otwieram drzwi do studia tatuażu Bleksmiðjan Húðflúr w Reykjaviku. Ciemne wnętrze, 2 szklane gabloty wypełnione najrozmaitszymi akcesoriami do piercingu i portretami Mona Lisy w różnym rockowo-metalowym wydaniu. Z głośników słychać mocne brzmienie, na ścianach widnieją nagrody i wyróżnienia. Siadam na kanapie niczym z Rodziny Adamsów i mam nieodparte wrażenie, że moja różowa kurtka zagłusza rytm życia tego miejsca. Po chwili zza ściany wychyla się kobieta w gotyckim stroju, kiwa głową i z uśmiechem na ustach krzyczy: Wojtek, ktoś do Ciebie! Nie wiem, do końca kogo spodziewałam się ujrzeć, ale widok ten delikatnie zbił mnie z tropu. Moim oczom ukazał się zwyczajny chłopak, w roboczych, ciemnych ogrodniczkach, granatowym podkoszulku i grubych, wełnianych skarpetkach. Żadnych tatuaży, żadnych kolczyków. Przyjechałam na spotkanie z tatuatorem, nie wiedząc jeszcze, że przez najbliższą godzinę będę miała okazję wysłuchać historii życia prawdziwego artysty, człowieka tak utalentowanego i pełnego pasji, iż niczym Midas, wszystko czego nie dotknie zamienia się w złoto. Zapraszam na wywiad z Wojciechem Jeleniem!
Cześć Wojtku, moje pierwsze pytanie jest bardzo ważne, ponieważ nie wiem do końca jak mam Cię przedstawić – mówi się tatuator czy tatuażysta?
Wow, nie wiem! Może po prostu pracownik studia tatuażu?
Dlaczego postanowiłeś zostać pracownikiem studia tatuażu? Czy wybór tego zawodu wynikał z fascynacji czy jest to raczej kwestia przypadku?
Nie postanowiłem. Nigdy nie myślałem o tym, że będę tatuował i nigdy tak na prawdę nie chciałem spróbować. Pracowałem razem z kolegą w garażu nad prezentem dla żony w postaci rzeźby z granitu. Było lato, drzwi były otwarte, a ludzie ze studia akurat odwiedzali swojego kolegę, który działał w garażu obok. Kiedy zobaczyli czym się zajmuję, zaproponowali żebym odwiedził ich w studio i trochę się poduczył. Dali mi sprzęt i materiały, a moim zadaniem było się po prostu gapić. Stwierdzili, że jeśli mi się spodoba to mogę zostać i oto jestem.
A jak wyglądały Twoje początki?
Grejpfruty!! (śmiech) Na moim profilu na Facebooku te dwa pierwsze grejpfruty w galerii to to, co zrobiłem po raz pierwszy.
Nie mów mi, że się nie stresowałeś wykonując swoje pierwsze dzieło na żywym ciele, a nie martwej naturze!
Nie, ja się rzadko kiedy stresuję. Pierwszy tatuaż wykonałem po 4 miesiącach podpatrywania na swoim szwagrze. Był to napis, który zresztą do dzisiaj całkiem przyzwoicie wygląda.
A jak to się stało, że znalazłeś się w Islandii?
Chcieliśmy razem z żoną wyjechać do któregoś ze skandynawskich krajów, a los tak chciał, że żona miała tu przyjaciela z dawnych lat. W Polsce było dość ciężko znaleźć pracę w moim zawodzie, wiec nie wahaliśmy się przyjąć propozycji wyjazdu.
I czym się zajmowałeś?
Najpierw pracowałem na budowie, zajmowaliśmy się ogrodami. Niestety firma splajtowała, a ja znalazłem szybko pracę przy robieniu łodzi. Pracowałem też w agencji reklamowej, w firmie lakierującej pojazdy, a od sierpnia 2012 roku jestem już tutaj.
A czy to prawda, że wkrótce po tym jak zacząłeś tatuować, wygrałeś 1 miejsce w konkursie Expo Tattoo, deklasyfikując konkurencję?
Nie, nie można tego nazwać deklasyfikacją. Po prostu pokazałem jeden tatuaż i okazał się on najlepszy. Wygrałem w kategorii Best Large. Tatuowałem dopiero niecały rok, nie miałem nawet swojej maszynki. Tatuaż wykonałem skonstruowaną przez siebie maszynką do techniki kropkowej – dotwork. No i wygrałem…
Skąd czerpiesz inspiracje? Czy ludzie zazwyczaj przychodzą z gotowymi pomysłami czy zlecają zaprojektowanie indywidualnego tatuażu?
Różnie. Czasem ktoś przychodzi z gotowym projektem, ściągniętym gdzieś z Google a czasem trzeba coś samemu zaprojektować.
Wytłumacz mi teraz jak dzieło Zdzisława Beksińskiego znalazło się w Twoim dorobku?
Generalnie Beksiński to jeden z moich ulubionych twórców. Kiedyś przyszedł do mnie jeden Polak ze swoim pomysłem ale od słowa do słowa wyszło, że też Go lubi więc mówię: “Dawaj robimy Beksińskiego” i… się zgodził.
Obserwujesz jakieś zmiany w najczęściej wybieranych przez klientów wzorach? Czy podobnie jak w innych dziedzinach życia, tatuaż przeżywa określone trendy?
Są trendy, zdecydowanie. Jakieś 10 lat temu bardzo dużo ludzi chciało mieć tribale, robili je więc, a my to teraz naprawiamy. (śmiech) Natomiast obecnie dosyć dużo ludzi się ogląda za tym kropkowaniem, za jakimiś geometrycznymi tatuażami. Era tych czarnych ptaszków już na szczęście minęła. Ja wiem, że są to tatuaże które trzeba dobrze wykonać ale nie jest to dla nas jakaś super zabawa. Wiadomo, że duży projekt jest większym wyzwaniem ale nie każdy chce sobie od razu zrobić “rękaw”.
A zdarza Ci się odmawiać mimo silnej determinacji klienta?
Zasadniczo jeszcze nie odmówiłem, natomiast staram się przekierować na właściwy tor. Jak ktoś chce zrobić sobie jakąś mega kichę to staram się pokazać inne opcje do wyboru, odradzić generalnie. Niektórzy ludzie nie mają nawet pomysłu. Wiedzą, że coś chcą zrobić ale nie wiedzą co. Kiedy przychodzi do mnie osiemnastolatek i mówi konkretnie, że chce zrobić jakiś tatuaż do 20 tys., to taką osobę już trzeba samemu pokierować, bo może to się skończyć po prostu wielkim poprawianiem.
Jaki styl tatuowania najbardziej Ci odpowiada?
Nie wiem. Ja zrobiłem sobie specjalną maszynkę do kropkowania, a w zasadzie dwie. Zwykła maszynka pracuje z prędkością 60 razy na sekundę. Można tę moc zwiększyć nawet do 160 uderzeń i to daje takie właśnie bardzo miękkie przejścia tonalne, cienie i cała ta technika wygląda tak gładko i płynnie. A w kropkowaniu cały cień jest zbudowany po prostu przez zagęszczanie lub zmniejszanie gęstości tych kropek. Technika ta jest znana na świecie ale ludzie pracują inaczej niż ja. Albo trzymają tę zwykłą maszynkę ciągle włączoną i robią te punkty ręcznie albo trzymają po prostu w ręku igłę i nakłuwają. Ja jednak doszedłem do wniosku, że gdybym miał cokolwiek robić ręcznie to zajęło by to bardzo dużo czasu. Dlatego postanowiłem sam zaprojektować i wykonać maszynkę która jest skonstruowana w ten sposób, że silnik pracuje dużo wolniej i jest dużo mocniejsze uderzenie igły. Nie jest to boleśniejsza metoda, natomiast goi się dużo lepiej. Nie widziałem jeszcze takiej maszynki u nikogo innego. Ostatnio była tu artystka z Australii, która również zajmuje się dotworkiem i była mocno zdziwiona, jak szybko potrafię coś skończyć tą maszynką.
Jaką miałeś najgorszą sytuację w związku z pracą a jaką najśmieszniejszą?
Wiesz co, nie było aż takich ekstremalnych sytuacji jak dotąd. Raz pamiętam dość śmieszną sytuację. Byłem umówiony z klientką, chłopaki ze studia wyszli zapalić więc stanąłem z nimi na dworze. Kiedy dziewczyna się zjawiła, kolega spytał w czym może pomóc a on odpowiedziała, że jest umówiona z Wojtkiem. Musiałabyś na żywo zobaczyć przerażenie w jej oczach kiedy chłopaki wskazali na mnie palcem. Byłem ubrany tak jak dziś, a przy nich prezentowałem się bardziej jak hydraulik.
Jak wyglądają Twoje relacje z Islandczykami w pracy? Czy istnieje między Wami rywalizacja czy wręcz przeciwnie?
Nie, nie ma tu rywalizacji. Atmosfera jest dobra i myślę, że w miarę możliwości każdy sobie pomaga. Natomiast między innymi studiami bywa różnie. Ja jeszcze za mało siedzę w tej branży żeby wiedzieć coś więcej w tym temacie.
Teraz porozmawiajmy o Twoich innych pasjach…
… ojej! To ten wywiad będzie nieskończenie długi! (śmiech)
Jak mus to mus! Widziałam, że projektujesz i wykonujesz różne akcesoria do tatuowania. Potrzeba matką wynalazku?
Dokładnie! Ja wychodzę z założenia, że jeśli nie możesz czegoś kupić to po prostu sobie to zrób. Na chwilę obecną skończyłem 2 maszynki do tatuażu, jeden prototyp i jeden finalny egzemplarz, lampę, stolik i wraz z kolegą stworzyliśmy fotel do tatuowania który zmienia się w łóżko.
Co w takim bądź razie w Twoim dobytku handmade’owym robią sanki?
Nie mam żadnych granic w tym wymyślaniu. (śmiech) Sanki powstały dla dzieci tak jak i Buka z Muminków. Od dawna fascynują mnie kamienie. Marzy mi się zrobienie, wielkiej pełnowymiarowej rzeźby w kamieniu, niestety nie stać mnie jeszcze na odpowiednie maszyny. Dlatego poszedłem w coś mniejszego i efektem tego są portrety grawerowane w granicie. Zajmowałem się też aerografem. Po roku przebywania w Islandii kupiłem sobie pierwszy sprzęt żeby coś tam sobie poćwiczyć, a już po pół roku zająłem 3 miejsce w konkursie. Po tym konkursie pojawiło się kilka zleceń na zdobienie motocykli i kasków.Później pojawił się kolejny nowatorski pomysł – nakładałem przy pomocy płomienia na metalowe części np samochodu czy motocykla mieszaninę cyny i ołowiu, a następnie ręcznie rzeźbiłem. Grawerowałem także w szkle i granicie, rzeźbiłem z drewna, granitu i metalu, pracowałem ze skórą (czego efektem było siodło do motoru dla żony) i ze szklanym włóknem,
Jestem teraz w szoku, ponieważ przyjechałam na rozmowę ze zwykłym tatuatorem a okazało się, że Ty jesteś wszechstronnym artystą!
Nooo… yyyy.. tak trochę… (śmiech)
A jak to jest możliwe, że ty nie masz jeszcze ani jednego tatuażu?
Nie mam jeszcze pomysłu. Tak jak mówiłem, nigdy nie myślałem, że będę tatuował i nigdy też nie myślałem nad tatuażem dla siebie. Ale może z czasem coś takiego się u mnie pojawi.
Czy czujesz się spełniony w tej pracy? Cz to jest to co chciałbyś robić?
Ja nigdy nie zostanę w jednym miejscu, wiem to już dziś. Mogę robić tatuaże, ale już w tej chwili szukam tego dużego kamienia na rzeźbę. Rozpuściłem już informacje o tym i mam nadzieję, że coś się wkrótce pojawi. Pomysłów mam wiele, które gdzieś tam we mnie kiełkują ale w końcu zostaną wykonane. Trzeba się tylko uzbroić w cierpliwość.
Na koniec powiedz mi co o tych Twoich szaleństwach myśli żona? Mówi się, że za każdym mężczyzną sukcesu stoi jakaś kobieta…
To prawda! Żonę mam na szczęście bardzo tolerancyjną. Gdyby nie ona to by to wszystko nie powstało. Prawda jest taka, że były różne momenty. Czasem bywało, że pracowałem za średnie pieniądze a nagle wyskakiwałem z pomysłem, że maszynka do grawerowania się przyda, szlifierka do czegoś… Ona przymykała oczy na te wszystkie wydatki… Prawda jest taka, że te każde przedsięwzięcie wymaga posiadania odpowiedniego sprzętu, więc wydatek jest spory a… samochodu nie mamy! Także od razu widać, jak bardzo tolerancyjna jest moja żona…
Dziękuję bardzo za rozmowę!