Pomimo iż Monika i Bartek zakończyli już swoją wyprawę rowerową Around Iceland 2012 i od kilkunastu dni są w Polsce, to nadal żyją przygodami, jakie spotkały ich w Islandii, a przede wszystkim wspomnieniami o ludziach, których spotkali na swojej drodze. Serdecznie im dziękują i pozdrawiają.
Janka, przywitaliśmy się niepewnie, jednak flagi, torby crosso i słaby akcent mówią jedno – jesteśmy Polakami! Rozłożyliśmy mapę i… dyskutowaliśmy. Poleciła nam Kerlingarfjöll. Dzięki Tobie kąpaliśmy się niesamowitym miejscu i spotkaliśmy kolejnych niezwykle uprzejmych ludzi! Dzięki Janka!
Wiesiek ustala trasę z Austriakiem. O Wieśku więcej w relacji, bo nie da się tego opisać jednym zdaniem. Jednak jego powitanie naszej skromnej pary: „Bartek i Monika?” przy jęzorze lodowca na zawsze pozostanie w naszych głowach. A Austriak? Już siódmy raz na Islandii i w jego oczach było widać, że za rok też tu wróci.
Spędziliśmy miły dzień przy lodowcu, relaksując się i rozmawiając o tym i o tamtym… bo po co się spieszyć?
Sebastian, również rowerowy zapaleniec… razem z Agatą żyją w spokojnym Höfn. Ufff, dzięki nim mieliśmy prysznic, wielkie dmuchane łóżko, spróbowaliśmy pieczonej gęsi, homara i zjedliśmy ogromnego hamburgera w restauracji. Parę dni później Sebastian machał nam z auta, mijając nas na drodze – Islandia jest przecież taka mała! Można jeszcze dodać, że po nas Sebastian spotkał i gościł u siebie innego polskiego rowerzystę, którego my spotkaliśmy już na berlińskim lotnisku. Magia? :)
Þráinn – jak się okazało znany islandzki aktor, który w dni zwykłe i szare kosi trawniki w Egilsstaðir. Zabrał nas na wycieczkę po mieście i z dumą opowiadał o swojej pracy. Tu żyje się naprawdę spokojnie!
Najbardziej pomocni? Nie dość, że pomogli nam przejść przez rzekę, to jeszcze szczęśliwie spotkaliśmy ich później i zaoferowali nam miejsce do spania na tylnym siedzeniu w Kerlingarfjöll. Ale to nie koniec! Zabrali również nasze rzeczy, dzięki czemu z lekkimi bagażami łatwiej się nam pokonywało interior.
W podziękowaniu za wcześniejszą uprzejmość, przejechaliśmy w nocy ponad 120 kilometrów (wraz z interiorem), aby z odszukać ich w pobliskim miasteczku i za wycieraczką zostawić podziękowania. Byli pod wrażeniem!
Ewa pracująca w Kerlingarfjöll. Mimo koszulek z polskimi napisami, dopiero po jakimś czasie odkryliśmy, że wszyscy jesteśmy Polakami. Jej następny przystanek? Indie!
Urocza polska rodzina w Þorlákshöfn: Karinka, Natalka i Marcin. Dostaliśmy zaproszenie sms-em zaraz po skończeniu rundki wokół Islandii. Przywitali nas baraniną, pieczonymi ziemniaczkami, wyborem sałatek… i tak przyjemnie, a nawet lepiej, upływał nam czas przez dwa dni – gdyż tyle trwała gościna.
Bartek i Jean Baptiste poznali się przed wyprawą w Internecie. Jak już się wszyscy przypadkowo spotkaliśmy na drodze, to dopiero po dłuższej rozmowie wyszło, że właśnie siebie na Islandii poszukiwaliśmy. :) Umówiliśmy się na nocną wódkę przy klifach, jednak nikt z nas tam nie dotarł na czas… ale do kolejnego spotkania doszło parę godzin później.
Nasze pierwsze zaskoczenie i pierwszy wspaniały prysznic i posiłek. Poznali nas przez portal informacje.is w Dyrhólaey i zaprosili do domu w Vík. Dziękujemy Joasi, Laurze, Kamili i Romanowi!
Katalończyk napotkany na zupełnym pustkowiu. Dzięki niemu poznaliśmy nietuzinkowego Pana Wieśka, którego po prostu nie da się zapomnieć…
I znowu on – poczęstował nas orzeszkami, które potem sami też kupowaliśmy – dobre na mały głód…
Spotkaliśmy wiele więcej ciekawych ludzi, niż mamy zdjęć… Przechodzień Polak w Reykjavíku, który również poznał nas przez portal informacje.is i zaciekawiony podszedł do nas… czy też prosty człowiek, jak go nazwaliśmy później, spotkany w Djúpivogur, pracujący w fabryce jak większość Polaków, który swoim „jo” rozśmieszał nas przez całą rozmowę. Albo Polak siedzący obok nas w samolocie, który znał redaktora z informacje.is, z którym trzymaliśmy kontakt. Oj, dużo by wymieniać.
źródło/fot. Bartosz i Monika – Around Iceland 2012 – Facebook