Dwa dni temu, mimo sztormu i wiatru w twarz Monika i Bartek dojechali do Kjölur.
Oto jak relacjonują kolejne kilometry swej wyprawy.
„Tocząc się niemal 7 godzin pokonujemy 42 km. Dosłownie korytem usypanym z kamieni pośród gołych połaci ziemi i między licznymi masywami gór oblanych śniegiem, cali mokrzy od deszczu i wiatru osiągamy Kerlingarfjöll. Ceny nieziemskie, ale szczęśliwie pracuje tu milutka Polka. Potem spotykamy wybawicielkę, która kilka godzin wcześniej pomogła nam przeprawić się przez rzekę – proponuje nam spanie w swoim Jeepie – z przyjemnością nie odmawiamy. „
Po odpoczynku tak mówią o tym bajkowym miejscu w którym się znaleźli.
„Wyobraźcie sobie małą wioskę położoną w dolinie wśród wysokich gór, nad rwącym potokiem, który idąc w górę nurtu wije się skalnym wąwozem. Wzdłuż niego, wręcz na krawędzi biegnie niebezpieczna ścieżka, która prowadzi do gorących źródeł. Tuż przy brzegu gorąca woda spływa do kamienistego spadu, a stamtąd do rzeki. Dużo czasu zajęło nam pogodzenie się z tym, że kiedyś trzeba będzie opuścić to miejsce.”
Niestety trzeba jechać dalej, na szczęście Monika i Bartek otrzymali niemałą pomoc..
„Wypoczęci po nocy spędzonej na przednich siedzeniach Campera upijamy się kawą, raz po raz spoglądając za szyby z nadzieją na poprawę pogody. Najcięższe pakunki pojechały naszą ostatnią sypialnią do najbliższego campingu, gdzie po drodze mamy je odebrać. Tym samym najbliższe 30-40km powinny nam pójść o wiele łatwiej niż wczoraj. Przy dobrym wietrze (dobry żart!) jutro może dotrzemy do Gullfos.”
źródło: aroundiceland.pl