Pod koniec lipca do Islandii przylecieli Luiza i Bartosz, para podróżujących Poznaniaków. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Islandię postanowili objechać tandemem. Począwszy od dziś, będziemy publikować na łamach Iceland News Polska, pochodzącą z ich bloga relację. Zachęcamy do śledzenia.
ONE ROAD – TWO PEOPLE – ONE BIKE?!!??
„Ruszamy w podróż rowerową dookoła Islandii, a żeby było weselej będziemy jechać na tandemie.” – Tak napisaliśmy jakiś czas temu na naszym facebooku. Ułożony w szalonym pośpiechu plan zakładał, że rozpoczniemy i zakończymy naszą przygodę w Reykjaviku, a więc objedziemy wyspę dookoła, podążając wzdłuż łąk, wulkanów i lodowców słynną drogą numer 1.
Reykjavik nie rozpieszczał nas pogodą. Już przy pierwszym spotkaniu słyszeliśmy, że pogodowo nie jest to najlepsze lato; tylko wieczorami słońce ostrożnie wychodziło zza chmur i chociaż zostawało tam do późnych godzin nocnych, nie osuszało zlanych deszczem ulic.
Stolica Islandii nie jest dużym miastem, co przestaje dziwić, gdy dowiemy się, że Islandczyków jest dwa razy mniej niż Poznaniaków, a na wyspie miasta są właściwie tylko dwa. Mimo to, centrum jest pełne życia i sprawia bardzo miłe wrażenie. Może się wydawać, że oprócz górującego nad miastem kościoła Hallgrímskirkja całe miasto złożone jest z niedużych, kolorowych domów i nic nie zakłóca spokojnego życia jego mieszkańców.
Znalezienie tandemu w przyzwoitej cenie okazało się sporym wyzwaniem i niewiele brakowało, żebyśmy pojechali na rowerową wyprawę bez roweru. Ostatecznie, kupiony przez allegro rower dotarł do nas raptem parę dni przed wylotem, a wodoszczelne sakwy od Crosso tuż przed wyjazdem z Poznania. I mimo, że pierwszy raz razem jechaliśmy już na dworzec PKP w Poznaniu, w drodze na warszawskie lotnisko, rower szybko zyskał pełne powagi imię Wiking i stał się dzielnym kompanem naszej przygody.
Najtrudniejszym etapem podróży do Reykjaviku był przewóz Wikinga pociągiem do Warszawy. Choć mieliśmy tyle szczęścia, że w składzie był „wagon do przewozu rowerów”, to Wiking do rowerowego przedziału się po prostu nie zmieścił i skończył przypięty do chwiejnych drzwi na końcu pociągu.
Przed wyjazdem zatrzymaliśmy się u Eddy, która prawdopodobnie jest najbardziej pomocną i troskliwą Islandką. O cokolwiek jej nie pytaliśmy, wyglądało to mniej więcej tak:
– Wiesz może, czy w pobliży drogi numer 1 są jakieś gorące źródła?
– Zaraz sprawdzimy. – powiedziała podchodząc do regału z książkami.
– Haha! Pewnie zaraz wyciągniesz książkę w stylu „Gorące źródła Islandii”!
A Edda na to, bez słowa, wyciągnęła książkę „Gorące źródła Islandii” i wypisała nam wszystkie, do których mogliśmy trafić.
Więcej na www.tuitam.net