Czytelnicy lubiący książki o Północy z pewnością znają: „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen”, „Hen. Na północy Norwegii” czy „Lud. Z grenlandzkiej wyspy” Ilony Wiśniewskiej. Przyznam, że poczułam się zaintrygowana, gdy dowiedziałam się, że reporterka napisała tym razem coś dla młodzieży i że nie jest to dokument, lecz powieść. Ani przez moment jednak nie wątpiłam, że będzie to piękna literacka przygoda.
Głównym bohaterem nowej powieści Ilony Wiśniewskiej, pt.: „Przyjaciel Północy”, jest 12-letni Daniel, który – całkiem samodzielnie – przylatuje na wakacje do cioci na Spitsbergenie. Ciocia jest Polką i dziennikarką, a Daniel pochodzi z polsko-norweskiej rodziny, dlatego też biegle posługuje się oboma językami. Chłopca czeka niesamowita przygoda, której nie planował w najśmielszych marzeniach (to miały być po prostu wakacje). Okazało się, że ktoś zabija niedźwiedzie polarne, miejscowy policjant jest bezradny, a kłusownicy bezczelni i przebiegli. Energiczna ciocia Daniela nie zamierza zostawić tej sprawy i rozpoczyna dziennikarskie śledztwo. Postanawia zabrać chłopca ze sobą. To początek niezwykłej podróży.
Podczas tej wyprawy Daniel zostanie skutecznie wyrwany z przestrzeni Internetu i rzucony w prawdziwe, często trudne i niewygodne warunki. Będzie spał w namiocie, marzł i nie dojadał, przedzierał się przez lodowatą wodę, chorował na rybackiej łodzi, uświadomi sobie wartość i wagę milczenia z bliskimi ludźmi, pozna szefa cioci, Birgera oraz pyskatą i dziką Juno (która troszkę przypomina inną słynną bohaterkę, czyli Pippi), rudego kota imieniem Raptus i wiele, wiele przeciekawych osób, które kochają Północ i którym los północnej przyrody nie jest obojętny.
Drugim ważnym bohaterem tej książki jest właśnie północna przyroda. Nieuczesana, rządząca się pradawnymi prawami, dzika, nieokiełznana, czasem okrutna, ale tylko według naszych ludzkich ocen. Daniel pozna ją dzięki własnym doświadczeniom i opowiadaniom cioci. Birgera, Juno, ale także dzięki spotykanym w drodze badaczom, naukowcom, często oryginałom i outsiderom. Ludziom, którym nie zależy na blichtrze, pieniądzach i sławie, ale na niedźwiedziach polarnych, wielorybach, fokach i na tym, by człowiek zrozumiał swoją głupotę i przestał niszczyć świat. I którzy są w stanie wiele zrobić w tej sprawie, choć i oni bywają bezsilni wobec głupoty i chciwości.
Nie będę Wam psuć przyjemności czytania i – także – oglądania książki (bo wartością dodaną są w niej przecudne ilustracje autorstwa Mariusza Andryszczyka), więc nie zdradzę, czy Danielowi i cioci udało się rozwikłać trudną zagadkę i ocalić polarne misie przed zakusami paskudnych kłusowników.
Muszę jednak napisać, że zarówno całkiem mały, jak i dorosły czytelnik nie tylko będzie czuł wielką przyjemność, poznając tę opowieść, ale i sporo nauczy się o północnej florze i faunie. Autorka pisze o przyrodzie bez egzaltacji, z szacunkiem, ale i z poczuciem humoru.
To książka, którą warto mieć na półce, czytać ją wieczorem dziecku, cieszyć się, gdy sięgnie po nią nastolatek i zachować ją również dla siebie i do niej wracać.
Cieszę się, że Ilona Wiśniewska – po serii świetnych reportaży – zdecydowała się opowiedzieć nam tę północną historię.
Książkę można kupić na przykład TU. Dostępny jest także audiobook, czytany przez Piotra Mikołajczaka, a nagrany w studio IceStory w Keflaviku.